Przez 90 minut meczu 1/16 finału Pucharu Polski z Kolejorzem piłkarze Wisły Kraków nie oddali nawet jednego strzału. - Takie spotkania są wbrew pozorom trudne. Bardzo późno zaliczyłem w ogóle pierwszy kontakt z piłką. Gerard Bieszczad był w zupełnie innej sytuacji. Świetnie wszedł w mecz i miał mnóstwo dobrych interwencji. Moja praca bardziej polegała na utrzymaniu koncentracji i okrzykach do kolegów. Dopiero w drugiej połowie pojawiła się okazja zrobić coś na przedpolu - powiedział Maciej Gostomski.
Jeszcze przed przerwą 25-latek mógł sprokurować gola dla Białej Gwiazdy, bo fatalnie minął się z piłką próbując przeciąć długie podanie. Uratowała go tylko asekuracja obrońców, którzy powstrzymali Emmanuela Sarkiego. - Trochę niepotrzebnie wychodziłem do tego zagrania. Lubię jednak grać wysoko, zawsze to robiłem i udawało mi się przecinać sporo groźnych podań. Tym razem mi nie wyszło, na szczęście mam dobrych kolegów w drużynie. Czasem ja im ratuję skórę, czasem oni mi. Tak to działa - dodał.
[ad=rectangle]
Dla Gostomskiego środowy występ był dopiero pierwszym w nowym sezonie. - Strasznie długo trwało zanim otrzymałem możliwość grania. W końcu się jednak doczekałem i mogę być zadowolony - zarówno z awansu, jak i z tego, że nie straciliśmy gola. Można powiedzieć, że wszystkie zadania zostały wykonane. Wisła nam nie zagrażała i mieliśmy pełną kontrolę nad wydarzeniami na boisku - stwierdził Gostomski.
Czy występ 25-letniego golkipera oznacza, że właśnie on będzie numerem jeden w pojedynkach Pucharu Polski? - Taka deklaracja nie padła, chociaż trener zapowiedział, że w tych rozgrywkach będzie bronił inny bramkarz. Ja po prostu robię swoje, zawsze jestem gotowy do gry, więc jeśli dostaję szansę, to wchodzę - zaznaczył.