Piłkarz Niebieskich nie potrafił pogodzić się ze zmarnowaniem doskonałej szansy. - Na pewno przeproszę kolegów. Porażkę biorę na swoje barki. Po raz pierwszy nie strzeliłem karnego w meczu o stawkę - przekonywał "Grzybek", który nie mógł przejść do porządku dziennego po porażce swojej drużyny. - Dla Legii byliśmy równorzędnym przeciwnikiem. Moim zdaniem doznaliśmy niezasłużonej porażki - dodał.
Kapitan Ruchu w pojedynku z zespołem ze stolicy często zapędzał się pod pole karne mimo, że przez większą część gry występował na prawej obronie. Dopiero w końcówce pojedynku piłkarz został przesunięty do pomocy. - Stworzyliśmy kilka ciekawych akcji skrzydłami. Brakowało nam jednak wykończenia - żałował Grzyb. - W ostatniej minucie strzeliłem gola, ale sędzia go nie uznał. Kuba Warzyniak powiedział mi, że nie było spalonego. Nie potrafię ocenić czy sędzia miał rację. Może gdyby Maciej Sadlok podał mi w tempo - przeżywał zdarzenie z końcówki gry Wojciech Grzyb.
Dodajmy, że piłkarze Ruchu zmarnowali już drugi rzut karny w bieżącym sezonie. W czwartej kolejce rozgrywek o Puchar Ekstraklasy uderzenie Piotra Ćwielonga obronił Sebastian Nowak. Z kolei w Pucharze Polski, w spotkaniu z Odrą Opole, Wojciech Grzyb pewnym strzałem z "jedenastki" pokonał Marcina Fecia.