Biała Gwiazda przegrała trzy ostatnie ligowe spotkania z Legią Warszawa (0:3), Cracovią (0:1) i Jagiellonią Białystok (0:2), a do tego w międzyczasie odpadła z Pucharu Polski z Lechem Poznań (0:2). To najczarniejsza seria Wisły w "erze Bogusława Cupiała".
[ad=rectangle]
- Te porażki były czasami niefortunne. Na Cracovii sędzia mógł nie pozwolić na rozegranie tego rzutu rożnego. Z Legią był spalony i gdyby był odgwizdany, to może my strzelilibyśmy bramkę, a może byłoby 0:0? Z Jagiellonią mieliśmy wiele niewykorzystanych sytuacji. To były takie mecze, że czasami nie wiadomo, jak je tłumaczyć, ale zdarzyły się - mówi "Franz" i dodaje: - Nie jesteśmy zespołem, który wszystko musi wygrać. Uważam, że te 18 punktów jest w porządku. Na pewno nie jesteśmy też zespołem na same porażki - tak daleko to nie zaszło. Piłkarze zdają sobie sprawę z tego, że obojętnie jak, ale muszą wygrywać. W sytuacji jaka jest teraz w naszym klubie, piłkarze muszą dbać o siebie, kosztem innych spraw, nawet tych finansowych.
Po 7. kolejce T-ME Wisła była liderem tabeli i grała tak, że ręce same składały się do oklasków. Smuda twierdzi, że w kluczowych momentach przegranych spotkań - zwłaszcza z Legią i Cracovią - jego zawodnikom zabrakło twardości.
- To też jest kwestia charakteru, że nogi nie włożysz. Jak tego nie masz, to przyjedzie na przykład Podbeskidzie, a tam same chłopy, i będą cię przewracali. Staramy się wprowadzać także waleczność i agresję, bo jak tego nie będziemy mieć, to każdy nas przetrąci. Choć z drugiej strony osiem meczów graliśmy dobrze bez względu na to, czy ktoś walczył, czy nie. Jak potrafisz operować piłką, to "rozprujesz" każdego - kończy trener Białej Gwiazdy.