Ogromna mobilizacja i wiara w to, że koroniarzy stać na rozegranie dobrego spotkania okazały się kluczowe w konfrontacji z krakowską Wisłą. - Zagraliśmy dobre zawody. Jak pada pięć bramek po dobrej grze z obu stron można być zadowolonym - powiedział kilka minut po końcowym gwizdku Ryszard Tarasiewicz. Korona dzięki wygranej zrównała się dorobkiem z zajmującą trzynaste miejsce w tabeli Cracovią. - Mamy deficyt punktowy, dlatego są nam one bardzo potrzebne. Gratulacje dla moich chłopców za wiarę i postawę - stwierdził.
[ad=rectangle]
Kielczanie od początku wyglądali na dobrze poukładaną drużynę, która jednak cały czas musiała zachowywać odpowiednią koncentrację i poziom zaangażowania, ponieważ wiślacy, choć musieli się mocno napracować, dwukrotnie odrabiali straty. - Znów trafiliśmy na zespół, który dysponuje ogromnym potencjałem ofensywnym. Wiemy jednak jaki jest nasz potencjał, co jest naszą wartością, jak mamy grać i w każdych meczach, nawet tych przegranych, staraliśmy się to realizować. Potrzebowaliśmy trochę czasu, na pewno po tym meczu będziemy dalej dążyli do tego co sobie zakładaliśmy - tłumaczył "Taraś". Były opiekun m.in. Zawiszy Bydgoszcz wyraził nadzieję na utrzymanie przez jego podopiecznych serii bez porażki. - Oby ten dobry okres i zmiana postawy mojego zespołu został przedłużony aż do ostatniej kolejki rozgrywek w tym roku.
Tak jak Franciszek Smuda zaskoczył brakiem w wyjściowej jedenastce Pawła Brożka, tak samo zrobił Tarasiewicz, posyłając do gry 21-letniego Nabila Aankoura. Zabieg ten okazał się strzałem w dziesiątkę. - Nie była to wymuszona zmiana. Ten chłopak nie ma doświadczenia, jest młody i nie grał nigdy na takim poziomie. Ma jednak duży potencjał ofensywny, tak samo swobodę gry jeden na jeden, której w tym meczu myślę, że pokazał 30-40 proc. Nie tylko ja, ale i inni trenerzy szukają w tych sektorach właśnie takich zawodników, którzy potrafią wygrywać dryblingi - kontynuował swoją wypowiedź.
Kieleckich kibiców nie tylko może cieszyć wynik meczu z Białą Gwiazdą, ale w końcu także styl, w tym m.in. brak błędów skutkujących bezmyślnymi kartkami. - Te kartki wynikają z tego, że jeżeli jest się daleko od przeciwnika i próbuje się agresywnie odebrać piłkę, to choć nie ma w tym ataku brutalnego, sędziowie odbierają to jako nadmierna agresja - tłumaczył 52-latek.