W I połowie rozgrywanego na Stadionie Narodowym spotkania Szkot zaatakował "Lewego" tak, że zrobił dziurę w jego karbonowym ochraniaczu i uszkodził piszczel Polaka. Gwiazdor Bayernu Monachium został zniesiony z boiska na noszach, ale wrócił na nie po interwencji sztabu medycznego, a w przerwie przyjął zastrzyk, by mógł w ogóle dokończył udział w meczu.
[ad=rectangle]
- Powiem szczerze, że jakbym nie miał ochraniacza, to nie chcę wiedzieć, co by się wydarzyło - mówił po spotkaniu "Lewy", który przez uraz musiał opuścić pierwsze po przerwie reprezentacyjnej spotkanie Bawarczyków.
Greer nie obejrzał za swoje zagranie nawet żółtej kartki, a telewizyjne powtórki mogli obejrzeć tylko widzowie o mocnych nerwach. Mimo to obrońca Celtiku Glasgow do dziś jest zdziwiony zamieszaniem, jakie wywołało jego zagranie. Brytyjscy dziennikarze przypomnieli mu to zdarzenie przed zbliżającym się meczem el. Euro 2016 z Irlandią.
- To było zaskakujące, że zrobiono z tego aż tak dużą sprawę. Nie było niczego złego w tym ataku i nic się nie stało. Sędzia uznał tak samo. Oczywiście on (Lewandowski - przyp. red.) mógł być zdenerwowany, ale to się zdarza. W ogóle mnie to teraz nie obchodzi - mówi Greer.