Sandecja nie dała rady Stomilowi. "Nie zawsze jest dzień dziecka"

Porażką na własnym stadionie Sandecja Nowy Sącz zakończyła rundę jesienną. Mecz ze Stomilem Olsztyn ułożył się fatalnie dla gospodarzy, którzy stracili gola już w pierwszej minucie.

W ekspresowym tempie na listę strzelców wpisał się Wołodymyr Kowal. Ukrainiec okazał się bohaterem drużyny przyjezdnej, bo zdobył też drugiego gola. - Szybko strzelona bramka nie ułatwiła nam gry. Bałem się tego, że zespół cofnie się od razu za głęboko. Dobrze, że drużyna zareagowała pozytywnie i dalej starała się realizować wcześniejsze założenia. Do przerwy to nie wyglądało tak źle, choć gospodarze częściej byli przy piłce i byli bardziej ruchliwi. Przed meczem mieliśmy swoje problemy i musieliśmy mocno pogłówkować nad tym, jak zespół ustawić, by wywieźć punkty. Cieszę się ze zwycięstwa po bardzo trudnym meczu - powiedział trener Mirosław Jabłoński.
[ad=rectangle]
Po końcowym gwizdku mocno niepocieszony był trener Sandecji Piotr Stach. - Nie zasłużyliśmy na tę porażkę. Pierwsza bramka padła w kuriozalnych okolicznościach w jakiś sposób ustawiła ten mecz. Drugi celny strzał przy rzucie wolnym dał Stomilowi prowadzenie 2:0. Stwarzaliśmy sytuacje po takich akcjach zaczepnych, ale wykończenie nie było dobre. Brakuje zimnej głowy w decydującym momencie. W drugiej połowie byliśmy już całkiem innym zespołem i chcę podziękować chłopakom za determinację, walkę do końca. Wiedzieliśmy, że strzelając bramkę kontaktową pójdziemy za ciosem. Stwarzaliśmy te sytuacje, ale niestety - brakowało centymetrów, albo dokładnego podania, zdarzało się też, że obrońca gości stawał na linii strzału. Widziałem, jak zawodnicy to przeżywali. Ja i cały sztab szkoleniowy mamy podobne odczucia. No cóż, taki jest futbol. Nie zawsze się wygrywa, nie zawsze jest dzień dziecka. Potrafimy grać w piłkę i będziemy dalej sukcesywnie starać się o kolejne punkty w następnych meczach - zapewnił szkoleniowiec.

Opiekun biało-czarnych zdecydował się na wystawienie Rudolfa Urbana w ataku, choć to pomocnik. Taki ruch był potrzebny, bo z powodu choroby nie mógł zagrać Mouhamadou Traore. Co prawda w zanadrzu był inny napastnik Fabian Fałowski, ale 21-letni gracz wszedł dopiero po przerwie.

- Zmiana nie była podyktowana tym, że grał słabo. Rudi w poprzednim spotkaniu z Dolcanem Ząbki strzelił bramkę i zaprezentował się bardzo dobrze. Musieliśmy coś wymyślić, bo dopadła nas jakaś epidemia grypy. Oczywiście nie jest to żadne usprawiedliwienie. Na boisko wchodzą inni zawodnicy, którzy muszą pokazać, że stać ich na grę w pierwszej lidze. Jeżeli nie będą reprezentować tego poziomu, to będziemy musieli się pożegnać - podkreślił Stach.

Obok Fabiana Fałowskiego na murawie zameldował się także Kameruńczyk Armand Ella Ken. Wychowanek FC Barcelony zagrał na skrzydle. - Na pewno to dynamiczny i ruchliwy chłopak, dobry w starciach jeden na jeden. Niestety nic z tego nie wynikało dla drużyny - ocenił debiut 21-letniego zawodnika trener Sandecji Nowy Sącz.

Komentarze (0)