Akcja, po której Ruch strzelił bramkę mogła mieć zupełnie inny finał, gdyby nie fatalny błąd Juniora Diaza. Po długim zagraniu w pole karne Tomasz Brzyskiego składającego się do uderzenia, innego rezerwowego, Artura Sobiecha uprzedzili defensorzy mistrzów Polski, ale piłkarz z Kostaryki zamiast wybić piłkę do przodu, zagrał za plecy do... Michała Pulkowskiego, który między nogami Mariusza Pawełka trafił do siatki. - Nie był to trudny strzał - skromnie wypowiadał się zawodnik, który kibicom w Chorzowie zawsze imponuje walką. - Nie jestem zbawicielem zespołu. Chciałem strzelić gola już przed tygodniem Legii. Dla mnie mecz z klubem z miasta, z którego pochodzę był prestiżowy. Cieszy, że do siatki udało się trafić tydzień później - dodał.
Pulkowski przyznał, że z Wisłą nigdy Ruchowi nie grało się łatwo. - Odkąd jestem w Chorzowie w lidze trzy razy graliśmy z nimi i zawsze przegrywaliśmy. Co więcej, w tych meczach nie strzeliliśmy żadnego gola. Tym bardziej cieszy zwycięstwo, które pozwoli nam awansować ze środka tabeli na wyższe lokaty - stwierdził "Pulo", który po zdobyciu bramki wraz z resztą drużyny wykonał kołyskę. - To dla Marcina Nowackiego, któremu w ubiegłym tygodniu urodził się syn - wyjaśnił.
Pomocnik Ruchu, pomimo strzelonego gola w prestiżowym meczu, nie będzie wspominał zbyt miło rundy jesiennej. - Bramka jest dla mnie tylko wisienką na niedobrym torcie. To nie była zbyt dobra runda dla mnie. Wiele czasu spędziłem na ławce rezerwowych, co jest bardzo męczące. Problemem była również moja skuteczność. Wypomina się Piotrkowi Ćwielongowi, że nie strzelał goli. Tymczasem ja również zmarnowałem wiele dogodnych okazji. Na przykład w meczu z Górnikiem Zabrze miałem trzy świetne sytuacje. Podobnie w innych meczach - bił się w pierwsi pomocnik Ruchu, który ma nadzieję na kolejną wygraną swojego zespołu w ostatnim meczu roku, ze Śląskiem we Wrocławiu.