Wisła Kraków pokonała 2:1 Ruch. Spotkanie zostało rozegrane na stadionie przy ulicy Cichej 6 w Chorzowie. Było to ciekawe widowisko, w którym nie brakowało zwrotów akcji, a także niespodziewanych zagrań. Właśnie po jednym z takich padła pierwsza bramka dla Białej Gwiazdy.
[ad=rectangle]
- Trzeba zwrócić uwagę na naprawdę bardzo słabe boisko, bo na tak słabym w tej rundzie jeszcze nie graliśmy. Dużym ryzykiem było rozgrywanie od tyłu piłki. Zresztą pierwsza bramkę strzeliliśmy właśnie po takim błędzie, bo na takim boisku ciężko było opanować tę piłkę i ona skoczyła Stawarczykowi. Potwierdziło to tylko to, że bardzo dużo się ryzykuje klepiąc i próbując rozgrywać od tyłu. Były też jednak momenty, kiedy staraliśmy się grać piłką. Ostatecznie był to jednak mecz walki - mówił po ostatnim gwizdku sędziego Alan Uryga, nawiązując przy okazji do pierwszego trafienia dla jego zespołu.
W podobnym tonie wypowiadał się także Semir Stilić, główny kreator ofensywnej gry Wisły, który z Ruchem nie pokazał się ze swojej najlepszej strony. - Jest grudzień i nie ma się co spodziewać, żeby było boisko dobre. Byliśmy nastawieni na to, że murawa będzie taka, a nie inna. Walka była o tę drugą piłkę - kto ją wygra, będzie łatwiej miał w meczu - rozpoczął pomocnik. - To boisko naprawdę nie pozwoliło ani nam, ani Ruchowi, żebyśmy pograli w piłkę. Było nierówne, twarde - dodał. Podopieczni Franciszka Smudy większość akcji starali się więc rozgrywać górą, zamiast po ziemi.
Na boisko narzekali nie tylko zawodnicy Wisły, ale i Ruchu. - Szczerze mówiąc, boisko było w fatalnym stanie. Graliśmy na takim przysłowiowym betonie. Było bardzo suche i ciężko było o finezyjny futbol zarówno w naszym wydaniu, jak i Wisły. Nie mniej wpadły trzy bramki, więc grałem chyba w gorszych meczach - podsumował Marek Zieńczuk.