- Mam wrażenie, że części piłkarzy Ruchu się nie chce, z kolei inni nie wiedzą, co robić na boisku. Nie widzę postępu - mecz za meczem grają w tym samym bezbarwnym stylu. Nawet Marcin Zając, którego cenię i lubię, zadowala się szarzyzną. Kiedyś to był chłopak, który ruszał z ciupagą do ataku, a dziś mam wrażenie, że przestało mu zależeć. Nie przejmuje się tym, że nie idzie. Nie szuka dla siebie miejsca na boisku, żeby coś zmienić. Po prostu trwa - powiedział w rozmowie z Gazetą Wyborczą Maciej Szczęsny, który uważa, że ostatnie zwycięstwo Niebieskich z Wisłą Kraków to bardziej zasługa słabej postawy drużyny Macieja Skorży, a nie dobrej gry Ruchu.
W opinii byłego bramkarza m. in. Widzewa Łódź i Legii Warszawa, zespół z Górnego Śląska nieco lepiej grał pod wodzą Duszana Radolskyego. - Wtedy był drużyną bardziej bezkompromisową. Teraz za dużo w tym wszystkim kunktatorstwa - stwierdził.
- W składzie zespołu z Chorzowa jest kilku doświadczonych piłkarzy, którzy przy większej pazerności na wynik mogą wygrać jeszcze niejeden mecz. Moja rada - zagrajcie bardziej wyraziście, z większą ambicją, z jajami! Zagrajcie tak jak w derbach Śląska. Oglądałem tamten mecz ze trzy razy i za każdym razem byłem pod wrażeniem. Nie dla poziomu spotkania, bo ten oceniam jako średni, ale dla zaangażowania w grę - bo to było na najwyższym poziomie. Ruch powinien wzmocnić się dwoma, trzema piłkarzami, którzy gdy krzykną: "bronimy!" - to oznacza, że łapią za gardła i nie ma wstępu na pole karne. A gdy krzykną: "atakujemy!" - to wtedy siedzą na rywalu osiem, dziesięć minut, a może tak długo, aż pękną. Najważniejsze, żeby Ruch odzyskał radość z gry - zakończył Szczęsny.
Niebiescy mają obecnie 22 punkty na koncie i zajmują 7. miejsce w tabeli ekstraklasy. W najbliższą sobotę drużyna Bogusława Pietrzaka zagra na wyjeździe ze Śląskiem Wrocław.