Artur Długosz: W ostatnim ligowym meczu w tym roku Ruch Chorzów przegrał ze Śląskiem Wrocław. Do pewnego momentu spotkanie było jednak wyrównane.
Piotr Ćwielong: Do pewnego momentu mecz był wyrównany. Śląsk nam nie zagrażał, można powiedzieć, że to my wypracowaliśmy sobie kilka takich sytuacji w których mogła paść bramka. Niestety nie padła. Straciliśmy ją my. Pozostało nam jak najszybciej wyrównać, niestety jednak w 50. dostaliśmy rzut karny. Można powiedzieć, że tutaj Śląskowi bardzo dobrze ułożyło się to spotkanie. Trudno, wrocławianie pokonali nas 3:1.
Na pewno wiedzieliście jak gra zespół Śląska. Po pierwszym przegranym meczu nie wyciągnęliście chyba jednak odpowiednich wniosków?
- Wyciągaliśmy wnioski, mieliśmy odprawy i wiedzieliśmy co gra Śląsk. Wiedzieliśmy, że wrocławianie lubią wpuścić przeciwnika na własną połowę i potem kontratakować. Niestety tak dostaliśmy bramki. Było ciężko. Nasi kibice przyjechali za nami do Wrocławia, zawsze jeżdżą i chcieliśmy im zrobić niespodziankę, ale niestety to się nie udało.
Można powiedzieć, że przegraliście przez głupio stracone bramki?
- Tak dokładnie. Pierwsza bramka to można powiedzieć, że sami sobie ją wrzuciliśmy. Drugi gol to rzut karny, nie wiem czy był. Trudno, sędzia sędziował tak, a nie inaczej. Ciężko mi cokolwiek powiedzieć. Na pewno sędziował bardziej pod Śląsk niż pod nas.
Czy mimo wszystko wrocławianie zaskoczyli was czymś w sobotnim spotkaniu?
- Niczym nas nie zaskoczyli. Po prostu pierwszą bramkę sami sobie wrzuciliśmy, potem trzeba było odrabiać i ten głupi rzut karny. Przegrywaliśmy różnicą dwóch bramek i musieliśmy szybko gonić. Wie pan jak to jest...
Ruch Chorzów przezimuje na ósmym miejscu w tabeli. Jak pan oceni wasze dotychczasowe dokonania w sezonie 2008/2009?
- Wydaje mi się, że sezon był udany. Patrząc na poprzednią rundę, gdzie Ruch zdobył czternaście punktów, teraz ma ich trochę więcej. Na pewno cieszymy się z tego i będziemy na wiosnę walczyć o to, by na tym siódmym czy szóstym miejscu zakończyć tą klasyfikację.
Jakie były założenia przed sezonem? Które miejsce mieliście zająć?
- Na pewno tutaj działacze nie narzucali nam, że mamy walczyć o europejskie puchary czy tytuł mistrza kraju. Na pewno chcą, żebyśmy zajęli miejsce od piątego do siódmego, więc na dzień dzisiejszy to się udaje (przed meczem ze Śląskiem Wrocław Ruch plasował się na siódmym miejscu w tabeli - dop.red.).
Czy na wiosnę wasze cele się nie zmienią po dobrej grze w jesiennych spotkaniach?
- Nie, raczej nie. Wiemy na czym stoimy i wiemy na co nas stać. Chyba, że w zimie przyszłoby do Ruchu wielu wartościowych zawodników, którzy pomogliby tej drużynie. Na dzień dzisiejszy na to się nie zanosi, więc będziemy dalej walczyć o to siódme miejsce.
Jak w takim razie oceni pan swoją grę w tym sezonie?
- Mogę powiedzieć tak, że dobrze się czułem przez ten cały sezon. Nie strzeliłem jednak bramki. Wiadomo, każdy mnie rozlicza jako napastnika i jako tego, co zawsze bramki strzelał. Niestety w tej rundzie jakoś się nie udało. Nie załamuję się tym i nie będę płakał. Mam nadzieję, że zimę przepracuję dobrze i będę chciał na wiosnę jak najlepiej grać. Gdzie, to już zobaczymy.
W meczu ze Śląskiem występowałeś jako skrzydłowy. Taka była pana rola?
- Tak, akurat w tym spotkaniu taką miałem rolę. Zobaczymy, nie wiem co będzie dalej. Czy będę w Wiśle Kraków czy gdzieś indziej. Nie mogę powiedzieć co będę robił dalej.
Na tą chwilę chciałby pan zostać w Ruchu czy wrócić do Wisły Kraków?
- Stawia mnie pan w ciężkiej sytuacji. Po prostu chciałbym grać. To jest dla mnie najważniejsze. Gdzie, to już zobaczymy. Mam nadzieję, że jeśli wrócę do Wisły Kraków to wywalczę sobie miejsce a jak nie, to będziemy myśleć z czymś innym. Sądzę jednak, że spokojnie powinienem się do wiosny przygotować.
Jakby miał pan ocenić w skali od 1 do 10 zarówno swoją grę, jak i grę całego Ruchu w tym sezonie to jaka to by była ocena?
- Jeśli chodzi o to, na co nas stać i co potrafimy to powiem, że graliśmy na ósemkę. Tak mi się wydaje. Na tyle nas było stać w tej rundzie i taką ocenę bym sobie dał.