W czym rzecz? - Od pięciu miesięcy toczy się postępowanie prokuratorskie, które dotyczy mojego poprzednika. Nie chcę oceniać jego zasadności, ale trwa to zaskakująco długo i nie wiadomo czego tak naprawdę cała sprawa dotyczy. Nietrudno sobie chyba wyobrazić, ze w tych okolicznościach żaden poważny podmiot nie chce się angażować w sponsorowanie Stomilu - powiedział portalowi SportoweFakty.pl Robert Kiłdanowicz.
Sternik I-ligowca nie ukrywa, że odczuł już efekty zaistniałej sytuacji. - Toczyły się rozmowy z wieloma poważnymi firmami, ale ciężko było cokolwiek sfinalizować. Mimo to mam nadzieję, że jeszcze zdołamy pozyskać sponsora, co pozwoliłoby nam wystartować w rundzie wiosennej. Na pomoc ze strony miasta raczej nie liczę.
[ad=rectangle]
Skąd to sceptyczne nastawienie Kiłdanowicza? - Włodarze Olsztyna nie są zainteresowani albo klubem, albo też mną na stanowisku prezesa. Jednak gdy kierowałem w tej sprawie zapytania, nikt nie potrafił mi udzielić odpowiedzi, że to moja osoba stanowi kłopot. Fakty są takie, że w 2014 roku nie otrzymaliśmy żadnych środków z budżetu, a Stomil był zasilany przez spółkę Wodkan. W 2015 roku w kwestii zaangażowania miasta nic się nie zmieni, a pieniędzy nie otrzymamy też od spółki. To sprawia, że sytuacja jest naprawdę trudna - wyjaśnił.
Kiłdanowicz zwrócił uwagę na jeszcze jeden problem. - Miasto oczekuje, że klub zostanie przekształcony w spółkę akcyjną, ale ja się pytam: z kim ma to zrobić? Sam ze sobą? Przecież jeśli nie ma deklaracji co do kapitału, to jak mamy tę czynność skutecznie przeprowadzić? Każdy kto zna choć podstawy prawa, wie, że przekształcenie w spółkę jest zabiegiem czysto technicznym. Ważne jednak, by dysponować kapitałem - zakończył.