Polscy kibice mają świeżo w pamięci mecz piłkarzy ręcznych. W półfinale MŚ zawodnicy Michaela Bieglera przegrali 29:31 z gospodarzami. Drużyna Kataru, zbudowana na obcokrajowcach, awansowała także dzięki pomocy sędziów, co wywołało powszechne oburzenie kibiców.
Dalszą część znamy - Katar przegrał w finale z Francją, a nam został brązowy medal po pokonaniu Hiszpanii. Fanom sportu otworzyły się oczy, bo przecież w 2022 roku czekają nas mistrzostwa świata w piłce nożnej. Jacek Bąk, były reprezentant Polski, który grał w katarskim Al-Rayyan w latach 2005-2007, uważa, że już powinniśmy się szykować na boiskowe "cuda".
[ad=rectangle]
Krzysztof Gieszczyk: Oglądał pan mecz szczypiornistów?
Jacek Bąk: Tak, było trochę przekrętów. Szkoda widowiska. Mecz z Katarem był, delikatnie mówiąc, dziwny. Wszyscy się ich boją i się z nimi liczą, bo mają kasę. Ona rządziła w tym spotkaniu.
Skład Kataru pana nie dziwił?
- Czytałem fajny komentarz, że hymn tej drużyny powinien trwać 30 minut, żeby każdy mógł wysłuchać swojego. Normalnie zespół buduje się latami, tu zakpili ze wszystkich. Jeśli dodamy do tego sędziów... Nigdy nie słyszałem, żeby jakakolwiek drużyna z Kataru grała w ręczną. Oni zaś poszli na skróty, kupili zawodników, bo chcą się przebić i pokazać światu. Jak zawsze - kiedy coś sobie postanowią, to nie ma dla nich granic. Dobrze ich poznałem, nie cofną się przed niczym, liczy się tylko cel. Taka to mentalność.
Kiedy pan grał w Al-Rayyan, mecze też przypominały "kabaret"?
- Za moich czasów liczyły się trzy zespoły, w tym mój. Generalnie sędziowie przymykali oko na te drużyny i gwizdali tak, żeby ich nie skrzywdzić. Decyzje i tak zapadały wyżej. Podam przykład - kiedyś po meczu wytypowano mnie do kontroli antydopingowej. Ukrop, byłem wykończony i odwodniony, więc ciężko było "zrobić siku". Czekam i czekam, a spieszyło mi się, bo miałem zaraz lot na kadrę, jednak nie mogłem się "urwać", bo by mnie zawiesili. W końcu poszedłem do jednego z szejków i powiedziałem, w czym rzecz. Ten wpadł do pokoju kontrolerów, nawrzeszczał na nich, ja mogłem jechać na lotnisko, a zamiast mnie do kontroli wzięli bramkarza. Co by nie powiedzieć, to nie jest normalne.
To ile sportu było w waszych meczach, skoro szejkowie kontrolowali wszystko?
- Miejscowi sędziowie byli dramatyczni i robili, co chcieli. Kiedy trzeba było na poważnie sędziować, Katarczycy sprowadzali arbitrów, którzy sędziowali w europejskiej Lidze Mistrzów. Przyjechał sobie taki pan na trzy dni, trzy mecze - w piątek, sobotę i niedzielę, za każdy kasował w okolicach 7-8 tys. dolarów i do domu. To tylko pokazuje, że pieniądze rządziły tam od zawsze.
Po tym, co Katar pokazał na MŚ w ręcznej, kibice zaczęli się zastanawiać, jak będzie wyglądać piłkarski mundial w 2022 roku.
- Katar nie jest dużym krajem, wiadomo - ciężko im zebrać zawodników do kadry. Do tego ręczna nie jest popularna, ale piłka nożna to już inny kaliber. Na pewno te mistrzostwa będą niezwykłe, najlepsze w historii, ale sportowo już możemy założyć, że będą "śmierdzieć". Jestem pewien, że bardziej niż było to w Korei, a Katar już szykuje się na awans co najmniej do półfinału. Będą przekręty, dziwne decyzje sędziowskie, a my tylko bezradnie będziemy patrzeć.
Zespół narodowy złożony będzie z samych Brazylijczyków i Argentyńczyków?
- To możliwe. Przecież oni włożą w te mistrzostwa mnóstwo pieniędzy, 20, 50, 100 miliardów dolarów, ile trzeba będzie, tyle wydadzą. Kupią każdego. Co to dla nich wydać powiedzmy 100 mln dolarów na pensje dla zawodników, którzy zgodzą się dla nich grać? Kiedy pytałem znajomych dziennikarzy we Francji, opowiadali mi, że emir Kataru przyleciał na ogłoszenie decyzji o przyznaniu mistrzostw świata dzień wcześniej, a podobno on rusza się na takie imprezy tylko wtedy, kiedy jest pewny wygranej.
Czy to znaczy, że znamy już jednego finalistę MŚ?
- Dobrze, że w ręcznej wygrała Francja, ale nawet tu, w razie jej porażki, nie byłoby wielkiego dymu. Jednak kiedy z takimi numerami będziemy mieć do czynienia w nożnej, to już co innego. Potrzeba jednak jeszcze normalnie walczyć z takimi Niemcami czy Brazylijczykami. Tu same dolary nie wystarczą, w tym nadzieja. Możliwe też, że do tego czasu doczekamy się powtórek i ciężej będzie robić komedię na boisku.
Za pana czasów robili podchody pod piłkarzy, żeby ściągnąć ich do kadry?
- Pod młodych tak. Teraz nie wiem, nie mam już dobrego kontaktu z ludźmi z Kataru. Ostatni raz byłem tam dwa lata temu i trzeba przyznać, że niektórych ulic nie poznałem, tak się rozwijają.