Musimy podać rękę szczęściu - rozmowa z Robertem Jończykiem, trenerem KGHM Zagłębia Lubin

Robert Jończyk został trzecim trenerem KGHM Zagłębia Lubin w obecnym sezonie. Były szkoleniowiec Arki Gdynia nie zdążył jeszcze zadebiutować jako szkoleniowiec Miedziowych, ale poznał już nową drużynę. Wiosną będzie walczył z Zagłębiem o awans do Ekstraklasy. - Musimy podać rękę szczęściu - mówi w wywiadzie dla serwisu SportoweFakty.pl

Bartosz Zimkowski: Długo zastanawiał się nad przyjęciem oferty Zagłębia Lubin?

Robert Jończyk: - Jak długo? Chyba krótko (śmiech). Długo to jest pojęcie względne.

Były jakieś inne oferty?

- Wie pan, dla mnie ten czas to było 1,5 miesiąca i były propozycje z pierwszej ligi. Ja ze względu na licencję, nie mogłem ich przyjąć. Dopiero, gdy sprawa wyjaśniła się, że nabyte prawa ja utrzymuję, to wtedy mogłem coś brać. Wówczas pojawiła się propozycja pracy w Zagłębiu Lubin i ją przyjąłem. Wcześniej też były inne oferty - w lipcu i sierpniu.

Prezes Paweł Jeż powiedział, że zaimponował mu pan podczas rozmów. Czy to samo może pan powiedzieć o prezesie, o ambicjach klubu?

- Tak, na pewno tak. Mogę powiedzieć teraz nawet więcej, że w praktyce - będąc już w klubie - prezes jeszcze bardziej mi imponuje, niż przy pierwszych rozmowach, bo wtedy milczał, a ja mówiłem. Teraz, gdy jest faktyczna współpraca, wykazuje dużą elastyczność, otwartość i zrozumiałość tematu. Bardzo mi pomaga w pracy trenerskiej. Potrafi słuchać i wyciągać wnioski. Jestem pod wrażeniem.

Zdążył pan poznać drużynę?

- Byłem już z nią dwa tygodnie, kiedy piłkarze mieli okres roztrenowania. Zobaczyłem ich w dwóch sparingach - jednym wewnętrznym, a drugi z Bolesławcem. Mieliśmy w między czasie badania wydolnościowe, więc mogę stwierdzić, że poznałem zespół nie tylko ten, co wszyscy znają z meczów Ekstraklasy, ale także tych zawodników, którzy są w szerokiej kadrze.

Rozmawiał pan z byłym trenerem Zagłębia Dariuszem Fornalakiem na temat drużyny?

- Nie chcę się niczym sugerować. Nie było takiej rozmowy z trenerem Fornalakiem.

Kłopoty Zagłębia w rundzie jesiennej wiązały się z grą w defensywie. Ma pan jakiś pomysł, jak to zmienić?

- Będę szukał w swojej pracy równowagi między defensywą, a ofensywą. To będzie moim celem.

Można spodziewać się wzmocnień w zimowym okienku transferowym?

- To jest sprawa otwarta i nie mogę mówić o szczegółach. Cały czas dyskutujemy na ten temat, dlatego również zastanawiamy się nad tą młodzieżą, którą mamy. Po styczniowych treningach będę wiedział czy jest ona gotowana "na już". Będzie wtedy już więcej wiadomo, co ci chłopcy z szerokiej kadry prezentują.

Prezes Jeż obiecał panu, że żaden czołowy zawodnik nie odejdzie?

- Myśmy z prezesem Jeżem ustaliliśmy, że będziemy walczyć tym zespołem, który mamy. Są jednak pewne rzeczy nie zależące ode mnie i od prezesa. Nie do końca klub podejmuje pewną odpowiedzialność, natomiast jest wola, by zespół został w obecnym kształcie. Chcemy kontynuować tę pracę, bo to są bardzo dobrzy zawodnicy - każdy z nich, który grał w rundzie jesiennej.

Dodatkowym bodźcem motywacyjnym dla piłkarzy może być fakt nowego stadionu, na którym będziecie występować wiosną przyszłego roku?

- Miejmy nadzieję, że tak właśnie będzie (śmiech).

Macie ustalony już szczegółowy plan przygotowań do rundy wiosennej?

- Dokładnie mamy już to opracowane. Usiedliśmy z trenerami i przygotowaliśmy plan, co będziemy robić każdego dnia - szczególnie do pierwszego obozu. Teraz będziemy ustalać jeszcze bardziej szczegółowe rzeczy związane z tematyką przebiegu treningu.

Kibice Zagłębia nie wyobrażają sobie, żeby drużyna nie awansowała do Ekstraklasy. Może im pan to obiecać i powiedzieć, że Zagłębie awansuje?

- A kto to może powiedzieć? To jest sport, to są rzeczy nieprzewidywalne. Przecież nie raz jakiś mistrz świata przegrywa z nieznanym przeciwnikiem. A tym bardziej trudno przewidzieć wynik w sportach zespołowych, gdzie wiele czynników wpływa na wynik. Ja jestem przekonany, że my o ten awans powalczymy. Przyszedłem tutaj, by ten cel osiągnąć. Ale sport jest sportem. Zawsze ten margines w sporcie jest otwarty. Wie pan, gdyby każdy wiedział, że ten awans jest pewny, więc po co trener? Cały problem polega na przewidywaniu i unikaniu błędów. Musimy podać rękę szczęściu, czyli musimy się tak przygotować, żeby nas nie zaskoczyły rzeczy nieprzewidywalne. I na tym właśnie polega siła zespołu, że rzeczy nieprzewidywalne, które są w sporcie, nas nie zaskakują, nie powodują, że burzą nam cały plan. Może się przydarzyć coś nieoczekiwanego raz czy drugi, ale nie ma to wpływu na końcowy rezultat. Zdarzały się na mistrzostwach świata czy Europy jakieś niespodzianki. Jednak często autorzy takich sensacji później nie wychodzili z grupy. A ten zespół, który poniósł porażkę wchodził do finału i go wygrywał. Takich przykładów jest wiele. Na tym polega siła drużyna, żeby zbudować formę, by te przypadkowe czynniki nie miały wpływu na końcowy wynik.

Komentarze (0)