Recepta Śląska Wrocław na sukces

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Wrocławianie przezimują na szóstym miejscu w tabeli. Do prowadzącego Lecha Poznań tracą sześć punktów. Jak na beniaminka to doskonałe osiągnięcie. Sami piłkarze nie wystarczą jednak, aby móc dobrze prezentować się w lidze. Potrzeba czegoś jeszcze.

W tym artykule dowiesz się o:

Wrocławianie w całym sezonie grali bardzo dobrze i od początku plasowali się w górnych rejonach tabeli. Lokata zajmowana przez Śląsk przed przerwą zimową zadowoliła wszystkich kibiców we Wrocławiu. Co sprawiło, że wrocławianie grają tak dobrze?

Piłkarze Śląska strzelili 26 goli tracąc przy tym dwadzieścia. Nie od dziś wiadomo, że mocną stroną Śląska jest gra skrzydłami. Na bokach pomocy szaleją Janusz Gancarczyk oraz Krzysztof Ostrowski. Ten pierwszy już został powołany do kadry Leo Beenhakkera, dla tego drugiego nominacja jest tylko kwestią czasu. Po akcjach skrzydłowych i ich dobrych dośrodkowaniach Śląsk zdobył wiele bramek.

Dobrze w zespół ze stolicy Dolnego Śląska wkomponował się także Sebastian Mila, który dzielił i rządził w środku pola. Mila na swoim koncie miał wiele asyst, sam też zdobył kilka bramek. Czy to po akcjach indywidualnych, czy po podaniach partnerów. Kolejnym elementem gry, po którym piłkarze Śląska zdobywali bramki są więc dobre prostopadłe podania od pomocników.

Na koniec pozostała nam ostatnia rzecz. Wrocławianie perfekcyjnie wykonują stałe fragmenty gry. Wiele bramek padło po podaniach z rzutów wolnych czy rożnych. Nie można także zapomnieć o rzutach karnych. To też stały fragment gry i piłkarze Śląska tak też zdobywali bramki. Wiele w tym zapewne zasługi Ryszarda Tarasiewicza, trenera Śląska. Ktoś musi piłkarzom pokazać jak dany element wykonać. Sam trener pozostaje jednak skromny. - Ćwiczymy stałe fragmenty gry. Rzuty wolne czy rożne - nad tym pracujemy. Nie mogę powiedzieć, że to jest przypadek, ale nie wyolbrzymiajmy moich zasług, bo uważam, że to co chłopcy zrobili to naprawdę duża zasługa tej drużyny - mówi opiekun WKS-u.

W ostatnim meczu ligowym przeciwko Ruchowi Chorzów zawodnicy z Wrocławia potwierdzili, że jeżeli chodzi o stałe fragmenty to nie ma im równych. Piłkarze z Chorzowa dali sobie strzelić trzy gole - pierwszy po rzucie rożnym, drugi po rzucie karnym, a trzeci... po rzucie wolnym.

W pierwszym przypadku błąd popełnił golkiper Niebieskich, który sam wrzucił sobie piłkę do bramki. W drugim przypadku szczęśliwym strzelcem jedenastki okazał się Sebastian Dudek. Trzeci gol to zasługa Vuka Sotirovica, który dobrze przymierzył z rzutu wolnego. - Mamy bramkarzy dobrych, a nie bardzo dobrych w ekstraklasie. Każdy strzał w światło bramki z tej odległości dla mnie osobiście jest to 50 proc. bramki, dlatego z takiej odległości wykonując rzut wolny trzeba się skoncentrować na celnym uderzeniu. Oczywiście z odpowiednią proporcją siły - opisuje zdobytą bramkę trener Tarasiewicz.

Sotirović silnie uderzył piłkę stojącą tuż na linii pola karnego. Ta po rykoszecie wpadła do siatki, a bramkarz Ruchu odprowadził ją tylko wzrokiem.

Piłkarze Śląska Wrocław potrafią zdobywać bramki w różny sposób, czy to indywidualnych akcjach skrzydłowych, czy po podaniach ze środka pola czy po stałych fragmentach gry. Ten ostatni element na pewno jest bardzo ważny w dzisiejszym futbolu. Potrzeba do niego także wykonawców. Wiadomo, że nie każdy gracz potrafi dobrze zacentrować piłkę. Takich w Śląsku do tej pory było pod dostatkiem. Na nieszczęście dla kibiców Śląska wrocławscy piłkarze są teraz popularni na rynku transferowym. Oni sami jednak zgodnie twierdzą, że priorytetem dla nich jest właśnie gra w Śląsku.

Źródło artykułu: