Pasy objęły prowadzenie po samobójczym trafieniu Heberta, który skierował piłkę do swojej siatki po zagraniu Mateusza Wdowiaka, a temu z kolei piłkę podał właśnie Rakels. Sam Łotysz zdobył gola na 2:1, a przy bramkowej akcji na 3:1 przepuścił podanie Wdowiaka do Erika Jendriska, czym całkowicie zmylił obronę Piasta i Słowak mógł znaleźć się w sytuacji sam na sam z Dobrivojem Rusovem. To pierwsza wygrana Cracovii w 2015 roku.
[ad=rectangle]
- Nie wiem, czy mogę powiedzieć, że jestem bohaterem meczu, ale od pierwszej minuty pomysł był jeden: żeby po końcowym gwizdku trzy punkty były dla nas. Takiego zwycięstwa nam brakowało. Ten mecz był dla nas, jak o mistrzostwo świata. Musieliśmy wygrać i nieważne, w jaki sposób. Jesteśmy bardzo zadowoleni, choć dopiero pierwszy mały kroczek - mówi Rakels, który ma na koncie już siedem ligowych trafień w sezonie.
W czterech poprzednich spotkaniach Pasy zdobyły tylko trzy punkty, choć po każdym z nich podopieczni Roberta Podolińskiego i sam opiekun Cracovii utrzymywali, że prześladuje ich pech i nie zasługiwali na straty punktów. W spotkaniu z Piastem fortuna im sprzyjała, bo nie dość, że Hebert zaliczył samobója, to jeszcze przy golu Rakelsa fatalny błąd popełnił Rusov, wpuszczając piłkę do siatki pod brzuchem.
- Teraz Bóg był z nami, szczęście było z nami i wygraliśmy zasłużenie. Trochę żartowaliśmy, że jest piątek trzynastego i wszystko się może zdarzyć - komentuje Rakels.
Już we wtorek Pasy czeka rewanżowy mecz 1/4 finału Pucharu Polski z II-ligowymi Błękitnymi Stargard Szczeciński. W pierwszym spotkaniu krakowianie ulegli niżej notowanemu rywalowi 0:2. - Musimy we wtorek pokazać, że w Stargadzie wydarzyło się coś takiego, co zdarza się raz na sto lat. Musimy pokazać Błękitnym, kto jest będzie gospodarzem tego meczu - zapowiada łotewski napastnik Cracovii.