Członek zarządu Legii zdradza jak w Polsce sprzedaje się bilety

Regulaminy i przepisy piłkarskiej ekstraklasy regulują procesy dystrybucji biletów na mecze ligowe. Kibice chcący obejrzeć mecz wyjazdowy swojego zespołu bilet wejściówkę muszą kupić w swoim klubie, a te mają obowiązek znać tożsamość osoby, która takową kupiła. Jarosław Ostrowski, członek zarządu Legii Warszawa w rozmowie z Gazetą Wyborczą przyznał, że w rzeczywistość jest zgoła odmienna.

Łukasz Czechowski
Łukasz Czechowski

Od dawna warszawscy kibice są w konflikcie z władzami Legii i jednym z jego przejawów jest nie kupowanie biletów od klubu, mimo tego warszawiacy sympatycy byli na ośmiu stadionach. - Nasi kibice ignorowali organizowane przez klub wyjazdy. Był to element protestu części kibiców wobec władz klubu. Najwięcej wejściówek - 12 - sprzedaliśmy na spotkanie z Lechem. Na inne nie więcej niż trzy, cztery. W drodze i na meczach próbowano tych kibiców zastraszać, np. poprzez robienie im zdjęć - zdradził Ostrowski.

Kibiców Legii nie było jedynie na wyjazdowych meczach z Cracovią oraz z rywalem zza miedzy - Polonią. - W innych miastach Stowarzyszenie Kibiców Legii Warszawa ma świetne kontakty z zarządami klubów i osobami odpowiedzialnymi za bezpieczeństwo. Informują, że oficjalnego wyjazdu nie będzie, ale na mecz przyjedzie kilkaset osób. ŁKS sprzedał im bilety na jednym z parkingów. Potem wpuścił na sektor, na którym siedzieć powinni kibice gospodarzy - powiedział. Jest to ewidentne łamanie przepisów, na które - zdaniem Ostrowskiego - godzi się także policja. - W wielu miastach wie o tym także policja, której wygodnie jest mieć kibiców na stadionie. Wcześniej słyszą, że jeśli ich nie wpuszczą, będą mieli problem w mieście. To działa - przyznał w rozmowie z Gazetą Wyborczą.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×