Leszek Ojrzyński: To widocznie byłoby za piękne

East News
East News

Podbeskidzie Bielsko-Biała po świetnej pogoni w drugiej połowie zdołało zremisować na wyjeździe z Górnikiem Zabrze. Wiele zastrzeżeń do gry swojej drużyny miał trener Leszek Ojrzyński.

- Mecz ma dwie połowy, a te dla nas były zupełnie różne. Pierwsza była w naszym wykonaniu makabryczna, choć wróciliśmy do gry strzelając bramkę na 1:1. Nasza taktyka na ten mecz miała uniemożliwić skrzydłowym Górnika grać szeroko. Tymczasem Rafał Kosznik miał udział przy dwóch bramkach, bo jedną strzelił, a potem wywalczył rzut karny - zauważa Leszek Ojrzyński, trener Podbeskidzia.

Pojedynek przy Roosevelta był prawdziwym dreszczowcem. Choć do przerwy dwoma bramkami prowadził Górnik, to po końcowym gwizdku zabrzanie mogli cieszyć się z zaledwie punktu. - Takie mecze pamięta się najdłużej. My zapamiętamy je przede wszystkim z racji błędów, jakie popełnialiśmy w pierwszej połowie. Prokurujemy rzut karny, mamy wznowienie, tracimy piłkę i zaraz sędzia dyktuje kolejnego karnego. Całe szczęście, że to nas nie podłamało - przyznaje szkoleniowiec bielszczan.
[ad=rectangle]
Opiekun Górali był niezwykle surowy w ocenie postawy swoich podopiecznych przed przerwą. - W pierwszej połowie pokpiliśmy sobie sprawę. Widziałem w pierwszych minutach trzech moich zawodników, którzy wiązali sobie buty. Tak się nie wychodzi na mecz, który chce się wygrać. Trzeba być przygotowanym i zdyscyplinowanym, a tego nam zabrakło. Przez to znowu tracimy dwa punkty, bo tak to trzeba nazwać - przekonuje 42-latek.

Nie najlepiej zawodnicy z Bielska-Białej rozpoczęli też grę po przerwie. - Na drugą połowę też wyszliśmy źle, bo już pierwsza akcja Górnika - z naszej nonszalancji i nieuwagi - mogła dać zabrzanom kolejną bramkę. Całe szczęście, że Adam Deja naprawił swój błąd i wybił piłkę z linii bramkowej, bo mogło być po meczu - nie ukrywa Ojrzyński.

Leszek Ojrzyński podczas meczu w Zabrzu miał marsową minę
Leszek Ojrzyński podczas meczu w Zabrzu miał marsową minę

- Kolejne minuty drugiej połowy stały pod znakiem naszej zdecydowanej przewagi. Dążyliśmy do wyrównania, a kiedy nam się to udało mogliśmy nawet zdobyć zwycięską bramkę. To byłoby widocznie za piękne, dlatego nam się nie udało - bezradnie rozkłada ręce trener bielskiej jedenastki.

Oczko zdobyte przy Roosevelta coach Podbeskidzia przyjmuje jednak jako zdobycz. - Patrząc na to co działo się na boisku i okoliczności, w jakich udało nam się ten mecz zremisować, ten punkcik dopisujemy po stronie zdobyczy. Potrzebujemy punktów i zwycięstw, by awansować do grupy mistrzowskiej. O to jednak postaramy się w następnych meczach - zapewnia szkoleniowiec drużyny spod Klimczoka.

Komentarze (0)