W meczu z Podbeskidziem Bielsko-Biała po raz pierwszy tej wiosny Erik Grendel pokazał, że jego transfer do Górnika Zabrze nie był błędem. We wcześniejszych występach w trójkolorowych barwach środkowy pomocnik śląskiej drużyny nie czarował formą.
- Myślałem nad tym, dlaczego w poprzednich meczach moja gra nie wyglądała tak jak sobie tego życzyłem i nie umiałem znaleźć odpowiedzi na to pytanie. Po meczu z Podbeskidziem jestem zadowolony na 50 proc., bo zaliczyłem asystę, ale miałem też dobrą okazję na 4:1, której nie wykorzystałem - mówi Grendel.
[ad=rectangle]
Ozdobą meczu przy Roosevelta były asysty. Festiwal rozpoczął Słowak, który odwrócony bokiem do bramki świetną podcinką uruchomił Rafała Kosznika, a ten znalazł się sam przed bramkarzem Górali. - Prowadziłem piłkę i widziałem, że Rafał zrobił ruch, to po prostu do niego zagrałem. Cieszę się, że udało mu się tę sytuację wykorzystać - przyznaje słowacki zawodnik.
Po starciu z Podbeskidziem Grendel nie przespał dwóch nocy. - To było minimum, jakim musiałem odpokutować zmarnowaną okazję z początku drugiej połowy. Wiem, że Wojtek Łuczak wychodził do podania, ale ja koncentrowałem się na piłce i nie widziałem, że jest w dobrej sytuacji - tłumaczy 26-latek.
Grendel wiedział co we wspomnianej okazji strzeleckiej zrobił źle. - Trzeba było uderzyć silniej. Ja piłkę podciąłem, obrońca zdążył wrócić na pozycję i wybić piłkę. Gdybym uderzył mocniej, to pewnie byłaby bramka - ocenia były zawodnik Slovana Bratysława.
- Pierwsza połowa była w naszym wykonaniu bardzo dobra. Po przerwie przestaliśmy grać swoją piłkę. Kiedy mamy wygrać i gdzie, jak nie taki mecz. Może po prostu uwierzyliśmy za wcześnie i tak naprawdę zremisowaliśmy ten mecz w głowach - puentuje gracz drużyny z Roosevelta.