Bayer Leverkusen stracił tylko jednego gola przez 210 minut rywalizacji z Atletico Madryt. To spory sukces zespołu, który przed rokiem dał sobie wbić aż sześć bramek Paris Saint-Germain na tym samym etapie rozgrywek (0:4 i 1:2). - Doprowadzenie przeciwko tak silnemu zespołowi do serii jedenastek z pewnością jest dużym wyczynem - przyznaje Roger Schmidt.
[ad=rectangle]
Losy dwumeczu rozstrzygnęły dopiero rzuty karne, które Aptekarze strzelali fatalnie - Hakan Calhanoglu praktycznie podał piłkę bramkarzowi, a Omer Toprak i Stefan Kiessling przenieśli futbolówkę nad poprzeczką. - Karne zawsze są wojną nerwów, potrzeba doświadczenia w ich wykonywania. Poza tym łatwiej rozgrywać je na własnym terenie, ponieważ buczenie kibiców na pewno nie pomaga. Moim zawodnikom zabrakło pewności siebie, a Hakan o swoim uderzeniu powinien jak najszybciej zapomnieć - tłumaczy.
[i]
- Odpadnięcie po serii karnych zawsze jest najbardziej bolesne. To loteria po 120 minutach twardej walki przy ciężkich nogach. Calhanoglu zazwyczaj jest pewnym wykonawcą, ale tym razem nie przechytrzył bramkarza[/i] - ocenia dyrektor sportowy Rudi Voeller na łamach sport1.de.
Aptekarze nie musieliby uderzać z "wapna", gdyby w trakcie meczu zdobyli choć jednego gola. - Wtedy przebieg rywalizacji byłby zupełnie inny. Niestety zabrakło nam odwagi, byliśmy nieco przestraszeni agresywną grą Atletico, które było mocno dopingowane z trybun, choć przygotowywaliśmy się na to. Nie zagraliśmy na poziomie, jakiego byśmy od siebie oczekiwali - wyjaśnia Gonzalo Castro. - Nie byliśmy wystarczająco pewni siebie i nie graliśmy w odpowiednio szybkim tempie. A gdybyśmy raz trafili, Atletico miałoby piekielnie trudne zadanie - podsumowuje Simon Rolfes.