- Wynik 1:1 jest sprawiedliwy. Z postawy naszej drużyny przed przerwą można być zadowolonym, ale to co działo się w drugiej części przejdzie chyba do historii. Mieliśmy problem, by nawet podejść pod pole karne przeciwnika. Zastanawiałem się wtedy, czy my na pewno gramy w pełnym składzie, czy może w dziewiątkę - powiedział portalowi SportoweFakty.pl Sylwester Czereszewski.
Zdaniem byłego reprezentanta Polski taki obraz boiskowych wydarzeń trudno czymkolwiek usprawiedliwić. - Nie próbujmy sobie tłumaczyć, że to był silny przeciwnik. Irlandczycy prezentowali bardzo prosty futbol i byli dalecy od tego, co potrafią faworyci - Hiszpanie czy Niemcy. Dobrze zresztą, że dziś nie musieliśmy się mierzyć z rywalem tej klasy.
[ad=rectangle]
Skąd zatem tak duża przewaga gospodarzy po przerwie? - Brakowało gry w środkowej strefie, choć tutaj trzeba trochę usprawiedliwić Roberta Lewandowskiego i Arkadiusza Milika, bo nie miał kto ich obsługiwać. Grzegorz Krychowiak i Tomasz Jodłowiec są dobrzy przede wszystkim w destrukcji, a nie kreacji. Uważam, że wprowadzenie na boisko Sebastiana Mili powinno nastąpić wcześniej. On może nie jest tak szybki jak Milik, ale szuka gry, potrafi przytrzymać piłkę i podać do napastnika. Cieszę się natomiast, że wykorzystaliśmy błąd rywala. Dobrze, że Sławomir Peszko od razu zdecydował się na strzał, a nie kombinował, bo wyszło idealnie - zaznaczył Czereszewski.
Czy przebieg niedzielnego meczu powinien wzbudzić w nas niepokój? - Druga połowa była bardzo słaba. Niestety włączyło się chyba bronienie wyniku. To jest charakterystyczne dla drużyn na każdym poziomie - od niższych klas aż po reprezentację. Gdy prowadzi się 1:0, to automatycznie myśli się głównie o obronie. To błąd, bo gdy tylko straciliśmy gola, okazało się, że jednak możemy atakować. Widać było przecież, że poszliśmy zdecydowanie do przodu. Dlatego szkoda, że tak słabo to wcześniej wyglądało, zwłaszcza że rywal był naprawdę przeciętny - zakończył.