Czesław Michniewicz: Aby wygrywać, trzeba cierpieć

Nowy trener Pogoni Szczecin zdradził kulisy przygotowań do meczu z Jagiellonią Białystok. Bohater dnia, Łukasz Zwoliński usłyszał przed pierwszym gwizdkiem opowieść o Piotrze Grzelczaku.

Czesław Michniewicz, który w czwartek rozpoczął pracę w Pogoni Szczecin, potwierdził, że potrafi szybko pozbierać rozbitą drużynę. 45-latek tylko raz w karierze przegrał pierwsze spotkanie na ławce nowego klubu. Passa trwa dzięki sobotniemu zwycięstwu jego nowych podopiecznych 2:0 z Jagiellonią Białystok.
[ad=rectangle]
- Powiedziałem od razu, że w trzy dni przygotowań nie zrobimy cudów. To krótki czas i na boisku nie było finezyjnego futbolu - przyznał Michniewicz. - Nasze przesłanie, które powtarzałem zawodnikom brzmiało: żeby wygrywać, trzeba nauczyć się cierpieć. W sobotę cierpieliśmy na boisku i z tego cierpienia zrobiło się zwycięstwo. Pogoń zagrała tak jak potrafiła najlepiej. Zawodnicy pokazali zaangażowanie i to dziś wystarczyło. Cieszę się, że mój początek w klubie jest udany.

Pierwszym problemem Michniewicza w Szczecinie była kontuzja Marcina Robaka. Do soboty był to jedyny zawodnik Pogoni, który zdobył gola w 2015 roku. Zastąpił go zgodnie z przewidywaniami Łukasz Zwoliński i został bohaterem dnia. 22-latek, który występuje obecnie w masce na twarzy, strzelił dwa gole po przerwie.

- Pracowaliśmy na treningu, by tak to wyglądało. Opowiedziałem Łukaszowi historię o Piotrku Grzelczaku z naszych wspólnych czasów w Widzewie Łódź. Powiedziałem mu przez meczem z Jagiellonią, że ma strzelać za każdym razem, a jeśli przyjmie piłkę, to od razu go zmienię. Strzelił wtedy gola z koła środkowego. Powtórzyłem to Łukaszowi - zdradził Czesław Michniewicz.

Czesław Michniewicz był zadowolony z wyniku meczu z Jagą
Czesław Michniewicz był zadowolony z wyniku meczu z Jagą

Nowy trener szczecinian nie popadał w euforię po premierowym sukcesie. - Zdaję sobie sprawę, że nie zawsze Zwoliński będzie strzelać takie gole jak w sobotę. Potrzebujemy też innych rozwiązań w ataku. Przy wyniku 1:0 Jagiellonia miała sytuację do wyrównania. Pomogło nam szczęście. Niebawem padł drugi gol dla nas. Wygrać z Jagą nigdy nie jest łatwo. Nie udało się Legii, Lechowi, a nam się udało. Nasz cel, czyli awans do ósemki, jest jednak bardzo daleko. Musimy skupić się na następnym meczu z Cracovią i nie wybiegać myślami dalej - opowiadał opiekun szczecinian.

Głównym rozgrywającym w sobotę był deszcz oraz porywisty wiatr. Takie warunki do rywalizacji były zaskoczeniem. Przez cały dzień w Szczecinie świeciło słońce i było ciepło, natomiast aura załamała się wieczorem. Po przerwie mały pogodowy armagedon został sprzymierzeńcem Portowców. Michał Probierz żartował, że gospodarze zamontowali za jedną z bramek wiatraki.

- Warunki były fatalne. Nasz bramkarz miał nawet problem z wybiciem piłki poza połowę z piątego metra. Ona zostawała, a wysocy piłkarze z Białegostoku wygrywali wszystko w powietrzu. Myślałem, że w drugiej połowie wiatr będzie taki sam i będzie szansa strzelić gola z dystansu. Tymczasem wichura zrobiła się jeszcze mocniejsza. Trochę nam pomogła. Strzał Łukasza był piękny, ale jeszcze dodatkowo nabrał siły dzięki wiatrowi. Warunki są jakie są. Nie ma na nie wpływu i każdy chce zrobić wszystko, by zrobić z nich korzyść dla siebie. Przecież każdy wie, że jak jest deszcz, to trzeba strzelać po śliskiej murawie - zakończył Michniewicz.

[event_poll=28418]

Źródło artykułu: