Już tradycją stało się, że na wiosnę sądecka drużyna traci bramkę w pierwszych 20 minutach. Nie inaczej było w tym przypadku. Daniel Mąka pokonał Łukasza Radlińskiego już w 7. minucie potyczki. - Akcja poszła ze środka na prawą stronę, potem wrzutka w pole karne, sytuacja 2 na 2, a my nie pokryliśmy odpowiednio rywali w polu karnym. Nas nikt nie pozostawia w szesnastce bez opieki i musimy się mocno namęczyć, żeby strzelić jedną bramkę. To jest niemożliwe, że sami je tak łatwo tracimy - mówi Matej Nather.
- W kolejnym meczu tracimy bramkę na samym początku. Tak się nie da grać - bez organizacji, ale też wiary. Niemal w każdym spotkaniu rywale szybko strzelają nam gole. W ogóle tego nie rozumiem. Trzeba się nad tym zastanowić. Uważam, że uratować nas może tylko praca, koncentracja i wiara. Jesteśmy w ciężkiej sytuacji, ale jeszcze możemy z tego wyjść. Wszystko jest w naszych rękach - dodaje pomocnik.
[ad=rectangle]
Wydawało się, że w końcu nie ma przeszkód, by zagrać dobry mecz i zwyciężyć. Pierwszy raz na wiosnę trener Dariusz Wójtowicz mógł skompletować optymalną jedenastkę, bo żaden z zawodników nie pauzował za kartki i nie przeszkodziły w tym też kontuzje.
- Co z tego, jeśli tak szybko straciliśmy bramkę? Potem ciężko jest gonić ten wynik. W drugiej połowie mieliśmy mnóstwo okazji, nie wykorzystaliśmy rzutu karnego. Uważam, że gdybyśmy wtedy wyrównali, to potem przechylilibyśmy szalę zwycięstwa na swoją korzyść - uważa słowacki zawodnik.
Biało-czarni już po raz szósty w tym sezonie zmarnowali rzut karny. W 52. minucie kapitan zespołu Maciej Bębenek przegrał pojedynek z bramkarzem Tomaszem Laskowskim, a gola nie dała też dobitka. - Nie wiem, jak to skomentować. To jest wręcz niemożliwe, że aż tyle razy nie strzeliliśmy gola z jedenastego metra - komentuje Nather.
Piłkarze Sandecji przeżywali trudne chwile po stracie gola. Do samego końca dążyli do wyrównania, mieli wiele okazji, ale nie potrafili ich wykorzystać. Do tego usłyszeli wiele obelg z trybun. Oberwało im się też za sytuację z poprzedniego meczu z Wigrami Suwałki, gdy tylko Sebastian Szczepański podszedł do grupy fanów, która przyjechała dopingować zespół w spotkaniu wyjazdowym.
- Co mogę powiedzieć? Nie jest to przyjemne, ale na boisku mamy swoje obowiązki i o nich musimy myśleć. Nie może to na nas wpływać negatywnie, bo mamy się koncentrować na boiskowej robocie, a nie na tym co kto krzyczy. Sami doprowadziliśmy do takiej sytuacji w tabeli, ale teraz na prawdę potrzebujemy pomocy. Musimy zrobić wszystko, by się utrzymać w tej lidze. Potencjał drużyny jest większy, niż pokazują to wyniki. Trzeba się zastanowić, dlaczego tak jest. Ta drużyna powinna znajdować się na innym miejscu w tabeli. Musimy się skoncentrować się, wszystko poprawić, bo tak po prostu się nie da - podkreśla Matej Nather.