Sport za kolczastym drutem. Piłka, boks, lekka atletyka w obozach koncentracyjnych

Z jednej strony świetnie zbudowani, młodzi, pełni energii niemieccy żołnierze. Z drugiej ubrani w pasiaki, słaniający się na nogach, wychudzeni więźniowie obozu koncentracyjnego w Jeleniej Górze.

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski

W tle drut kolczasty i brama z napisem "Arbeit macht frei". Dokładnie takim, jaki znamy z Oświęcimia.

Sędziował oczywiście jeden z esesmanów. - To było wydarzenie, które na zawsze pozostało w pamięci. Więźniowie otrzymali na czas meczu piłkarskiego nawet skórzane buty - pisał w swoich wspomnieniach Arnold Mostowicz, pisarz, który był osadzony w Jeleniej Górze, części większego obozu koncentracyjnego Gross-Rosen.
Tego dnia nie dostali jedzenia

W tym miejscu więziono tylko mężczyzn. Żydów. Pewnego dnia Niemcy wpadli na pomysł rozegrania meczu piłkarskiego. Miał to być kolejny element upokorzenia więźniów. - Wygramy 10, albo i nawet więcej, do zera - oprawcy przechwalali się pijąc alkohol w kantynie.

Przeliczyli się. Nie pomógł nawet im fakt, że piłkarze - więźniowie tego dnia odeszli z punktu wydawania żywienia z pustymi rękami. Taką decyzję podjął komendant obozu. Już po kilku minutach tego wyjątkowego meczu było widać, że Niemcy nie będą mieli łatwo. Więźniowie grali z wielką ambicją, zespołowo, tak, jakby trenowali ze sobą od dzieciństwa. Wokół boiska zgromadziło się wielu osadzonych, ale widząc esesmanów z karabinami powstrzymywali się z okazywaniem radości. Ostatnia minuta spotkania, remis 1:1, głównie dzięki doskonałej postawy żydowskiego bramkarza - Ferencza Moroza.

Kibice czekali na ostatni gwizdek arbitra. Zamiast niego sędzia podyktował rzut karny dla Niemców. Wokół boiska się zakotłowało. Gdyby nie broń w rękach niemieckich strażników, doszłoby do rękoczynów. Więźniowie nie powstrzymywali już swoich emocji, wygrażali sędziemu, obrażali go. Atmosfera wymknęła się spod kontroli. Karny, strzał i Moroz obronił! Euforii nie było końca, Niemcy ze spuszczonymi głowami uciekli z boiska. Komendant obozu natychmiast wezwał ich "na dywanik". To nie była miła rozmowa, z okna jego gabinetu przez kilka godzin dobiegały krzyki, a wielu piłkarzy-esesmanów przez najbliższych kilka dni chodziło z mocno posiniaczonymi twarzami.

Jak Lewandowski strzelił Niemcom

Jelenia Góra nie była jedynym obozem koncentracyjnym, w którym rozgrywano mecze piłkarskie. We wspomnianym już Gross-Rosen doszło do spotkania polskich osadzonych z więźniami funkcyjnymi, głównie Niemcami. - Polacy wygrali 1:0 - mówi Aleksandra Wolska, kierownik Działu Zarządzania Inwestycjami Muzeum Gross-Rosen. - Jedynego gola zdobył więzień o nazwisku... Lewandowski.

Zdzisław "Zdzichu" Lewandowski. Był kapitanem polskiej ekipy, własnoręcznie wystrugał nawet drewniany puchar, który przed meczem wręczył szefowi niemieckiej drużyny. Trzeba podkreślić, że pojedynek toczył się na równych zasadach, sędzia był obiektywny. Pewnie dlatego, że graliśmy jednak z niemieckimi więźniami, a nie esesmanami. Ci drudzy zasiedli na trybunie honorowej i z przerażeniem patrzyli na wydarzenia z boiska, a właściwie z placu apelowego, na którym jeszcze kilka godzin wcześniej wykonano kilkanaście wyroków śmierci. Ludzka krew nie zdążyła jeszcze na dobre zaschnąć...

Także w Oświęcimiu - tuż obok krematorium - było zorganizowane małe boisko. Grali tutaj między sobą więźniowie. Na wyraźny rozkaz Niemców, dla których była to rozrywka od obozowej codzienności. W obozie Theresienstadt (Czechy) została zorganizowana nawet liga. Były emocje, kibice, nawet puchar za mistrzostwo. - Mecze były jedyną przyjemnością podczas naszego pobytu w tym piekle - pisał w swoich wspomnieniach jeden z więźniów, Ludvik Hallmann. - Czekaliśmy z niecierpliwością na kolejne spotkania, kibicowaliśmy, podobnie jak niemieccy oprawcy. Widać było po nich, że uwielbiają piłkę nożną.

Obóz koncentracyjny na stadionie. Wstrząsająca historia sprzed 42 lat

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×