Wygrał 208 walk, tak uratował się z Auschwitz. Niezwykła historia boksera

Umarłby w zapomnieniu, gdyby nie film oparty na jego wspomnieniach. Dzięki temu cały świat dowiedział się, kim był i co przeżył.

Krzysztof Gieszczyk
Krzysztof Gieszczyk

Wszystko zaczęło się w maju 1943 roku. Grecja była już pod okupacją hitlerowskich Niemiec. I tak jak w każdym kraju, który okupowali, Niemcy wzięli się za mordowanie ludności cywilnej. Żyd Salamo Arouch wpadł w ręce hitlerowców i w bydlęcym wagonie został przetransportowany do Auschwitz.

Miał wtedy 20 lat. Urodził się w Salonikach, w rodzinie portowego robotnika. W wieku 14 lat zaczął uprawiać boks. Nie wiedział jeszcze wtedy, że właśnie ta dyscyplina sportu uratuje mu życie.
W 1940 roku, kiedy w Polsce zakończyła się już kampania wojenna, a niemieckie wojska szły na zachód Europy, Arouch został mistrzem Bałkanów w wadze lekkopółśredniej. Zapadł w pamięć drobną posturą i dobrą pracą nóg (stąd pseudonim "Baletnica"), a pięści uczył się używać od małego.

Kiedy młody bokser trafił do Auschwitz, nie był sam. Razem z nim przetransportowano do obozu śmierci jego rodziców, brata i trzy siostry. Arouch nie wiedział jeszcze wtedy, że jego matkę i siostry zaraz po przyjeździe skierowano do komory gazowej. Został z ojcem i bratem. Spośród nich wojnę przeżył tylko 20-latek.

Nowych więźniów wygolono i zapędzono na środek obozowego placu. Arouch opowiadał, że esesmani wrzeszczeli, bito ich pejczami i szczuto psami. Jeden z oficerów SS zapytał, czy są wśród nich bokserzy lub zapaśnicy. Podniósł rękę, jednak Niemcy nie wierzyli, że taki mały i chudy potrafi się bić. - Usłyszałem pytanie czy jestem od razu gotowy do walki. Całą noc nie jadłem i nie piłem, byłem przerażony, ale oczywiście powiedziałem, że tak - wspominał po latach.

Pierwszym jego rywalem był żyd polskiego pochodzenia o nazwisku Chaim. Esesmani narysowali prowizoryczny ring i kazali im walczyć. Walka trwała 3 rundy, kiedy Arouch znokautował przeciwnika. Zwykle bił się z większymi od siebie, jednak nie miał sobie równych. Potrafił w 18 sekund pokonać przez KO rywala, który ważył 120 kg. Za wygrane dostawał dodatkową zupę i chleb. - Walczyliśmy zawsze na takich samych zasadach - aż jeden z nas nie upadł lub nie nadawał się do dalszej bijatyki. Niemcy nie odpuszczali nam, dopóki nie zobaczyli krwi.

Jego najtrudniejszą walką było stracie z Klausem Silberem, niemieckim żydem. To był przedwojenny mistrz boksu, urodzony w Dusseldorfie. Nieoficjalnie przekazywano w obozie, że jego bilans przed trafieniem do Auschwitz wynosił 44-0. W niewoli wygrał ponad 100 razy, nikt nie był w stanie go pokonać. Obaj stoczyli zaciętą walkę, w której Arouch najpierw padł na "ring", żeby w końcu znokautować przeciwnika. Silber zginął jeszcze tego samego dnia.

Kiedy toczył kolejne walki, nie wiedział, że Niemcy zabili jego ojca i brata. Tego pierwszego, bo był już zbyt słaby do pracy, drugiego - bo nie chciał wyjąć z ust zagazowanego żyda złotego zęba.

Niemcy zorientowali się, że Arouch gwarantuje dobrą rozrywkę. Stawiano na niego duże sumy, był główną atrakcją rozgrywanych na terenie obozu koncentracyjnego walk. Niemcy chcieli oszczędzać swój "diament", dlatego Arouch przestał pracować fizycznie. Został przeniesiony na stanowisko urzędnika. - Przegrani bokserzy byli mocno poobijani. Co z nimi robiono? Niemcy ich rozstrzeliwali - mówił.

Arouch szybko został faworytem. Wygrywał pojedynek za pojedynkiem. W sumie 208 starć, 208 wygranych. Do tego doszły 2 remisy. - Walczyłem wtedy słabiej z powody dyzenterii. Normalnie pewnie by nas zabili obu, ale ponieważ dzięki mnie komendant obozu wygrał dużo pieniędzy, pozwolili nam żyć - mówił Arouch.

Pewnego razu Niemcy ustawili walkę naszego bohatera z Jacko Razonem. To był przyjaciel Aroucha z dzieciństwa, znali się wiele lat, razem wychowywali w Salonikach. Do tej walki nigdy nie doszło, bo obóz został wkrótce wyzwolony (w styczniu 1945 roku). Ich drogi się rozeszły, nigdy już się nie spotkali.

Arouch zaczął szukać bliższej i dalszej rodziny, która siedziała także w Bergen-Belsen, obozie koncentracyjnym położonym w Dolnej Saksonii. Nie znalazł nikogo. Znalazł za to 17-letnią Martę Yechiel, również pochodzącą z Salonik, ciężko pobitą przez hitlerowskiego strażnika. Po wojnie opowiadał, że obóz w kwietniu 1945 roku został wyzwolony przez brytyjską dywizję pancerną. Arouch zaproponował aliantom, że stoczy walkę z żołnierzami-pięściarzami, którzy staną z nim do walki. Odważyło się dwóch, obu znokautował.

W listopadzie 1945 roku Arouch i Yechiel wzięli ślub i wyjechali do Palestyny. W 1948 roku powstało państwo Izrael, młode małżeństwo przyjęło nowe obywatelstwo i wyjechało do Tel Avivu. Po wojnie bokser służył w izraelskiej armii.

Wreszcie w 1955 roku, w wieku 32 lat, zadebiutował jako zawodowiec. Na ringu w Tel Avivie nie miał już takiej motywacji do walki jak w Auschwitz - w czwartej rundzie został znokautowany przez Włocha, Amleto Falcinellego, ponosząc pierwszą porażkę w karierze. Po tym starciu rozstał się z rękawicami.

Bokser wrócił do wspomnień z czasów II wojny światowej, kiedy na podstawie jego życiorysu powstał w 1989 roku film "Triumf ducha". Jego zagrał Willem Dafoe. Film kręcono m.in. w Auschwitz, a Arouch pełnił funkcję konsultanta. - Zacząłem płakać, kiedy to wszystko ponownie zobaczyłem, kiedy przypomniałem sobie moich rodziców, którzy tam zginęli. Płakałem i nie mogłem przestać - opowiadał gazecie "Haaretz".

Na scenie nieoczekiwanie pojawił się wtedy... Jacko Razon, wspominany już przyjaciel z dzieciństwa. Kiedy film powstał, protestował, że tak naprawdę przedstawiono historię życia nie Aroucha, a jego. Nie miał jednak jakichkolwiek dowodów na poparcie swojej tezy.

Kiedy Arouch pojawił się w Auschwitz podczas kręcenia filmu, doszło do niespodziewanego spotkania z dawnym przeciwnikiem, polskim bokserem Antonim Czortkiem. Przedwojenny wicemistrz Europy przegrał obozową walkę z Izraelczykiem, ale wyjątkowo dostał kolejną szansę. Tym razem jego rywalem był esesman, którego Polak pokonał, unikając w ten sposób śmierci.

Film "Triumf ducha" został dość dobrze przyjęty przez krytyków i publiczność. Podczas premierowej projekcji czterech widzów wstało i wyszło już po minucie. To nie był protest, ale reakcja na to, co zobaczyli na ekranie i bolesne wspomnienia z czasów obozów koncentracyjnych. Arouch został na sali, choć to on powinien wszystko przeżywać najbardziej.

Bokser zmarł w 2009 roku. Nie wiadomo dokładnie, na co. Rodzina podała, że w 1994 roku przeszedł udar i od tego czasu czuł się coraz gorzej.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×