Lech Poznań przegrywając z Jagiellonią Białystok mógł stracić pozycję lidera T-Mobile Ekstraklasy. Z potknięcia Kolejorza nie skorzystała jednak Legia Warszawa, remisując 1:1 ze Śląskiem Wrocław. - Wiedzieliśmy przed meczem, że Lech przegrał. Była ku temu szansa, żeby wskoczyć na miejsce lidera. Co prawda jeden punkt jesteśmy bliżej, ale nie o to nam chodziło. Nie chcę mówić, że z przodu brakowało jakości, a z tyłu nie, bo nie o to chodzi. Po prostu nie zdobyliśmy gola na 2:1. Troszkę nam ta druga żółta kartka w jakiś sposób utrudniła sytuację, ale myślę, że jesteśmy to my winni i nie ma czego szukać w decyzji sędziego - mówił Igor Lewczuk.
[ad=rectangle]
Wiele kontrowersji w niedzielnym spotkaniu wywołała praca arbitra. W drugiej połowie po dwóch żółtych kartkach sędzia usunął z boiska Tomasza Brzyskiego. - Jeżeli chodzi o tę drugą żółtą kartkę, to nie wiem. Jeżeli o pierwszą, szczególnie ten faul, to wydawało mi się, że ja wybiłem piłkę, a Flavio po prostu wleciał na mnie. Wtedy były protesty. Troszeczkę może niepotrzebnie. Jeżeli chodzi o tę drugą, to nie byłem blisko, nie chcę się wypowiadać, ale myślę, że Flavio coś dodał od siebie - komentował Lewczuk.
Grając w osłabieniu aktualni mistrzowie Polski zremisowali z WKS-em, ale czy w ich sytuacji ten punkt można uznać za cenny? - Z przebiegu, jeżeli się gra jednego zawodnika mniej, to trzeba myśleć racjonalnie. Wiadomo, że zwycięstwo byłoby super, ale jeżeli gra się na wyjeździe i z brakiem jednego zawodnika, to ten punkt trzeba szanować. Nie wiem czy się cieszyć. A może ten punkt akurat da w dalszej perspektywie pierwsze miejsce - zastawiał się obrońca stołecznej drużyny.
Teraz przed drużyną Henninga Berga spotkanie z Jagiellonią, która jest opromieniona sukcesem w Poznaniu. - Reforma tak podziałała, że praktycznie prawie wszystkie drużyny mają szanse na podium. Czy na mistrza, nie wiem, ale na podium na pewno. Zapowiada się ciekawy mecz. Mam nadzieję, że po tym spotkaniu my będziemy na pierwszym miejscu - podsumował Igor Lewczuk.