Artur Wichniarek nie jest młodym zawodnikiem, ma już 31 lat na karku, a do końca kariery bliżej mu niż dalej. Napastnikowi Arminii nigdzie najwidoczniej się nie spieszy. Niejednego w końcu przeżył już trenera w kadrze, i pewnie niejeden szkoleniowiec jeszcze przed nim.
Tak, jak dla trenera Leo Beenhakkera Antoni Piechniczek jest nikim, tak dla Wichniarka Beenhakker. Z tą różnicą, że holenderski szkoleniowiec potrafił powiedzieć "I'm sorry". Krótkie "przepraszam" z ust "Króla Artura" jeszcze nie wypłynęło i pewnie nie wypłynie. Osiągnięcia Wichniarka w porównaniu z sukcesami Beenhakkera są tym, czym osiągnięcia Agnieszki "Frytki" Frykowskiej w zestawieniu z tytułami Ronalda Regana. Ale Wichniarek nie zamierza składać broni. Będzie strzelać z armat w okręt Beenhakkera tak długo, aż braknie mu tchu, jakby nie zwracając uwagi na to, że to właśnie jego kuter schodzi pospiesznie na dno.
Bezdyskusyjnie w tym sporze rację ma trener polskiej kadry. Z niejednego pieca jadł chleb i chociażby z tego względu należy mu się szacunek. To w jego kompetencjach leży powoływanie zawodników na zgrupowania, to on ponosi odpowiedzialność za wyniki tak w aspekcie materialnym, jak i społecznym. Piłkarze są tylko narzędziami u jego rąk.
Wichniarek przypomina mi trochę Tomasza Frankowskiego. "Franek" też kiedyś obraził się na trenera naszej kadry. Było to zaraz po tym, gdy nie otrzymał powołania od Pawła Janasa na Mistrzostwa Świata w Niemczech. - Więcej u niego nie zagram - stwierdził. Wichniarek myśli podobnie. Choć tak naprawdę przez grubo ponad 10 lat dla reprezentacji nie zrobił nic. Grywał w niej tylko w meczach towarzyskich. Od zawsze był symbolem "solidnej przeciętności", od zawsze nie potrafił przeskoczyć pułapu średniactwa. "Król Artur" lubi chełpić się swoją skutecznością. Ale Bielefeld to nie jest miejsce na piłkarskiej mapie, którym faktycznie można szczególnie się szczycić.
Nie mam nic przeciwko zawodnikom, którzy znają swoją wartość i potrafią mówić to, co myślą. Ale każdy piłkarz powinien mieć w sobie choć trochę pokory. Bez względu na to kim jest, do czego w życiu doszedł, i ile pieniędzy ma na swoim koncie.