Marzy mi się ekstraklasa - rozmowa z Robertem Kasperczykiem, trenerem Sandecji Nowy Sącz

Sądecki klub specjalizuje się w zmienianiu trenerów. 2 kolejki przed końcem sezonu 2014/2015 zespół objął [tag=16017]Robert Kasperczyk[/tag]. Szkoleniowiec podpisał kontrakt do końca roku. Pora na stabilizację?

Krzysztof Niedzielan: Przejął pan zespół Sandecji w niestandardowym momencie. Jakie są pierwsze wrażenia?

Robert Kasperczyk: Pierwszy raz zdarzyło mi się w takich okolicznościach rozpoczynać pracę w I-ligowym zespole. Nie było za dużo czasu do namysłu. Był piątek, gdy zdecydowałem się skorzystać z oferty prezesa Andrzeja Danka. Nazajutrz graliśmy mecz u siebie z Dolcanem Ząbki. Nie do końca zdawałem sobie sprawę, jaki ciężar gatunkowy ciąży na tym spotkaniu. Kiedy pierwszy raz wszedłem do szatni, zobaczyłem olbrzymie ciśnienie i napięcie wypisane na twarzach zawodników. Byłem lekko przerażony, że byli aż w takim dołku. Wydaje mi się, że w jakimś stopniu mogłem wpłynąć na ich świadomość, wpoić optymistyczne podejście, choć było widać, że przy wyniku 1:1 dającym utrzymanie, chłopcy skupiali się bardziej na utrzymaniu korzystnego rezultatu. Jestem przekonany, że gdy już dłużej popracujemy ze sobą, takich sytuacji już nie będzie. Początki były nerwowe, ale skończyło się to dobrze i mam nadzieję, że to optymistyczny prognostyk.
[ad=rectangle]
Po spotkaniu z Dolcanem pojawiły się komentarze na temat pańskiej skuteczności. Ledwo objął pan drużynę, a już udało się wywalczyć ligowy byt.

- Można pół żartem, pół serio powiedzieć, że 2 godziny roboty i zespół utrzymany. Patrząc jednak realnie, złożyła się na to praca wszystkich trenerów pracujących tu przede mną.

Nie przeszkadza panu fakt, iż w Sandecji bardzo często zmienia się trenerów, lub sami odchodzą? Aż 6 szkoleniowców pracowało tu w trakcie sezonu 2014/2015.

- Biorąc pod uwagę te rozgrywki, jest to ewenement na skalę I ligi. Zrobię wszystko, by władze miasta i przede wszystkim klubu takich dylematów nie miały. Wszystko wskazuje na to, że znajdziemy nić porozumienia w sprawie wizji prowadzenia drużyny, wzmocnień. Myślę, że wszystko będzie tak, jak trzeba - jestem dobrej myśli. Część zawodników zadeklarowała już pozostanie w Nowym Sączu i oni stworzą podwaliny pod budowę czegoś nowego. Nie ulega wątpliwości, że zespół w takim kształcie przestał już istnieć.

Wiadomo już, że kilku zawodników pożegna się z zespołem...

- Przesądzone jest już odejście Macieja Bębenka. Osobiście podziękowałem też Cheihk'owi Niane. Nie ukrywam, że trwa "wojna psychologiczna" z Matejem Natherem, który ma propozycje z innych klubów i mocno się zastanawia. Czeka go ważna rozmowa z prezesem. Matej zna moje stanowisko, ale nie jestem w stanie przeskoczyć pewnych uwarunkowań, na które nie mam wpływu. Bardzo chciałbym, żeby został, bo jest gwarantem stabilności. Potrafi uspokoić grę, ale też w trudnych momentach zmotywować zespół. Mocno zastanawiamy się czy Rudolf Urban - z całym szacunkiem dla niego - jest jeszcze w stanie dać Sandecji jakość w nowym sezonie. Jest jeszcze sporo niewiadomych, ale generalnie trzon zespołu, szczególnie ten młodszy, opowiedział się za tym, że zostanie.

Kontrakty wygasają 30 czerwca również Fabianowi Fałowskiemu, Kamilowi Słabemu, Łukaszowi Radlińskiemu i Marcinowi Makuchowi.

- Marcin mógłby przyjąć rolę taką, jak Marek Zieńczuk w Ruchu Chorzów. Doświadczenie, wpływ na zespół, olbrzymi stopień pozytywnej energii, jaką przelewa na swoich kolegów, może w szatni bardzo pomóc. Natomiast żadnemu zawodnikowi nie jestem w stanie zagwarantować, że będzie grał od pierwszej minuty. Marcin wyraził chęć zostania i ja również nie mam nic przeciwko. Pracowałem z tym piłkarzem w Hutniku Kraków wiele lat i wiem na co go stać, natomiast w obronie musi być większa rywalizacja. 55 straconych bramek robi bardzo negatywne wrażenie.

Robert Kasperczyk buduje nową Sandecję Nowy Sącz
Robert Kasperczyk buduje nową Sandecję Nowy Sącz

Jeśli część zawodników odejdzie, to należy spodziewać się wzmocnień.

- Jestem pozytywnie zaskoczony telefonami i mailami, które do nas docierają. Przeglądamy oferty i wybierzemy najlepsze opcje dla Sandecji. Chciałbym się też przyjrzeć młodzieży, również tej wypożyczonej choćby do Barciczanki Barcice. Byłem bardzo mile zaskoczony postawą Michała Szeligi w meczu ze Stomilem Olsztyn. Grał jak rutyniarz, choć nie ustrzegł się błędów. Po jednym z nich padła bramka, ale jestem z tego chłopaka bardzo zadowolony. Na ziemi sądeckiej talentów nie brakuje.

Jeśli już jesteśmy w tym temacie, to trzeba powiedzieć o Przemysławie Szarku, który może odejść latem.

- Faktycznie, Piast Gliwice zaprosił go na testy. Dla mnie dobro zawodnika jest najważniejsze i życzę mu jak najlepiej. Przemek mógłby się w Ekstraklasie zderzyć się ze ścianą i jego udział w meczach o punkty mógłby być znikomy. Nie wiem, czy nie lepiej by przez najbliższe pół roku, czy rok pograł na poziomie I ligi i dojrzał jako piłkarz. Bierzemy pod uwagę kilka możliwości - np. transfer do Piasta i ewentualne wypożyczenie do Sandecji. Zrobimy wszystko, by ten chłopak był zadowolony. Nie może być tak, że będziemy starali się go zatrzymać, a on będzie chciał spróbować swoich sił w Ekstraklasie. To też trzeba uszanować, ale byłoby mi żal, gdyby przyszło nam tak krótko współpracować. Moje doświadczenie z pracy z młodzieżą można by spożytkować. Zauważyłem już u niego olbrzymi potencjał, ale też błędy indywidualne. Jestem pewien, że w końcu trafi do Ekstraklasy. Chciałbym, żeby stało się to po tym, jak zrobi coś fajnego dla Sandecji Nowy Sącz.

Mówiąc jeszcze o Przemysławie Szarku, nie można nie wspomnieć o Dawidzie Szufrynie. Razem tworzyli parę stoperów, taką mieszankę doświadczenia z młodością.

- Jest to ciekawy melanż, ale również na ich konto trzeba zapisać dużą liczbę straconych bramek. Oczywiście przyczynili się do tego również inni. Ci zawodnicy mieli pewne miejsce w składzie, ale ja muszę zrobić wszystko, by zespół tracił mniej goli. Zatem albo poprawi się ich gra w obronie, albo postawimy na poważne wzmocnienia. Chcemy unikać sytuacji, w których strzelamy dwa gole, ale również dwa tracimy. Budowę zespołu zaczyna się zawsze od obrony, by tracić jak najmniej bramek. Dopiero wtedy można myśleć o ofensywnym, hurraoptymistycznym futbolu.
[nextpage]
Czy możemy już powiedzieć o następcach Macieja Bębenka i innych graczy, którzy odejdą?

- Tych nazwisk jest sporo, ale nie chcę ich teraz zdradzać. Na niektórych nie robię sobie nawet apetytu, biorąc pod uwagę w jakich klubach grali i jakie pieniądze zarabiali. Niektórzy będą poza naszym zasięgiem. Zamierzamy twardo stąpać po ziemi i nie nadwyrężyć zbytnio budżetu. Chłopcy mają myśleć o graniu w piłkę, a nie o tym, czy mają na spłatę kredytu i utrzymanie rodziny. W pierwszej kolejności szukamy polskich zawodników, niespełnionych, w wieku "produktywnym". Nie zamykamy się także na piłkarzy ze Słowacji, których traktujemy niemal, jak Polaków. Oni tu zazwyczaj szybko się aklimatyzują i ten rynek jest dość ciekawy. Mamy pewne propozycje zza południowej granicy i na pewno z nich skorzystamy.
Sandecja szuka piłkarzy na jakie pozycje?

- Każda formacja wymaga wzmocnień, począwszy od linii obrony, poprzez pomoc i skrzydła. Po odejściu Maćka Bębenka musimy też wyleczyć Bartka Dudzica. Jego potencjał jest jak na I ligę bardzo duży. Chyba gołym okiem widać, że brakuje nam także klasycznego środkowego napastnika. Ja bym tu przypomniał Arka Aleksandra, który od swojego odejścia z Nowego Sącza, nie doczekał się tego typu następcy. Na tej pozycji grali różni zawodnicy, ale nie o takim charakterze, nie z takimi predyspozycjami i walorami. Może to nie był zawodnik pokonujący dużą liczbę kilometrów, ale z piłkarskim nosem i strzelający dużo bramek. Będziemy chcieli pozyskać minimum dwóch takich graczy.

Wspomnianemu Arkadiuszowi Aleksandrowi kończy się kontrakt...

- Jeśli pojawiłaby się opcja sprowadzenia tego zawodnika, na pewno podjąłbym temat.

Dużym wzmocnieniem może być powrót do pełni sił kontuzjowanego Armanda Elli. To piłkarz o ogromnym potencjale, ale szybko nie wróci do gry po kontuzji kolana.

- Nie widziałem jeszcze go na żywo. Niestety rokowania są takie, że wróci najwcześniej końcem września. Wiem, że jest dobrze prowadzony, ma swoich lekarzy i rehabilitantów. Jeżeli nadarzy się tylko okazja jego powrotu do Nowego Sącza w pełni sił, to droga dla niego jest otwarta.

Sandecja Nowy Sącz Roberta Kasperczyka ma być mieszanką doświadczenia z młodością?

- Dokładnie tak można to określić. Chciałbym, żeby w drużynie było dużo chłopaków z tych stron. Tacy zawodnicy utożsamiają się z regionem i klubem. Można im na dłuższą metę zaufać. Natomiast jeżeli do Sandecji przychodzi zawodnik, który mając 24 lata ma w swoim CV 7-8 klubów, to trzeba liczyć się z tym, że po pół roku na wniosek menadżera będzie szukał innego klubu i wiązanie się z nim nie ma sensu. Utalentowani zawodnicy wywodzący się z ziemi sądeckiej dostaną swoją szansę, jeżeli tylko na to zasłużą.

Dużo mówi się o młodej i zdolnej sądeckiej młodzieży, ale życie pokazało, że z dość szerokiego grona na I ligę nadawali się jedynie Przemysław Szarek, czy Szymon Kuźma, sporo grał też Adrian Danek. Trzeba też wziąć pod uwagę wymóg wystawiania przynajmniej jednego młodzieżowca.

- Tak, ale proszę sobie przypomnieć ilu zawodników odchodziło z Sandecji i grało z powodzeniem w Ekstraklasie. Przykładem jest choćby Bartosz Szeliga. Chciałbym zwiększyć dozę pracy indywidualnej z tymi chłopakami. Oddzielić ich trochę od grupy i eliminować błędy, które ciężko korygować podczas ćwiczeń z całą drużyną. Chodzi nawet o takie szczegóły, jak ustawienie stopy przy uderzeniach. Na pewno wprowadzimy takie treningi. Zajęcia poprowadzę ja, lub jeden z moich asystentów Janusz Świerad. Zamierzamy zapraszać także wyróżniających się zawodników rezerw, lub występujących w grupach juniorskich.

Czy należy spodziewać się zmian w sztabie szkoleniowym?

- 25 czerwca zaczynamy przygotowania, a do końca miesiąca pracujemy w takim samym składzie personalnym. Jestem bardzo zadowolony z asystentów - Dawida Musiała odpowiedzialnego za przygotowanie fizyczne, Janusza Świerada pomagającego przy taktyce i technice oraz trenera bramkarzy Stanisława Bodzionego. Rewolucji nie będzie, natomiast nie ukrywam, że walczę o jedną zmianę. Dostałem już wstępną zgodę od władz klubu. Nie wynika ona z braku profesjonalizmu Dawida Musiała, którego uważam za bardzo dobrego fachowca, ale decydują tu inne względy. Chodzi o zaufanie do człowieka, z którym pracowałem wiele lat w poprzednich klubach. Jeśli nastąpi zmiana, to jedynie w osobie trenera przygotowania fizycznego. Na razie nie chciałbym mówić o jego nazwisku.

Zakładając, że uda się zbudować drużynę zgodnie z pańską wizją, wzmocnić zespół. Jaki jest cel na sezon 2015/2016?

- Moim marzeniem jest powrót do Ekstraklasy. Żeby to zrobić, trzeba wywalczyć awans, lub dzięki dobrej pracy przypomnieć o sobie i wzbudzić zainteresowanie innego klubu. Mogę wręcz zagwarantować, że nie będziemy drużyną, która do przedostatniej kolejki będzie drżała o utrzymanie. Oczywiście nie będę obiecywał nikomu gruszek na wierzbie, że nagle z Sandecji zrobię Podbeskidzie z sezonu 2010/2011. Tam była zupełnie inna drużyna i również inne uwarunkowania, także finansowe. Już przede mną miasto Bielsko-Biała łożyło przez wiele lat dużo pieniędzy, by wywalczyć awans. Kiedy ja przyszedłem, zespół wzmocniono mocnymi strzałami. Tu trzeba się liczyć z tym, że może być problem ze ściągnięciem zawodników pokroju Roberta Demjana, czy Adama Cieślińskiego. Twardo stąpamy po ziemi, ale nie chcemy też zadowalać się dziesiątym, czy dwunastym miejscem. Chodzi o to, by zawodnicy po meczu nie mieli do siebie żadnych pretensji, a nawet przy porażce kibice nie mieli zastrzeżeń. Każdy piłkarz po ostatnim gwizdku ma być tak zmęczony, że nawet nie ma siły udzielać wywiadów. Jestem przekonany, że wtedy kibice znajdą uznanie dla tych chłopaków i każdy będzie miał czyste sumienie. Jak ja mam widzieć graczy, którzy od 70. minuty patrzą tylko na zegar, bo jest 0:0, lub 1:1, to nie potrafię tak pracować. Zawsze byłem nauczony walczyć o strategiczne cele, choć nie zawsze to wychodziło. Przeszłość pokazała, że jeśli ktoś mi zaufał na dłużej, to potem zbierał z tego profity. Natomiast jeśli zostaje się zwolnionym przy pierwszym dołku, traci się sens, poczucie misji jaką trener ma do spełnienia.


Źródło artykułu: