Michał Kołodziejczyk: Wynik mydli oczy

Trzema golami w ostatnich czterech minutach meczu z Gruzją Robert Lewandowski sprawił, że trochę głupio tę kadrę krytykować. Rozegrała jednak chyba najgorszy mecz w eliminacjach.

Michał Kołodziejczyk
Michał Kołodziejczyk

Wiem, że czerwiec, że piłkarze już na urlopach. Wiem, że strasznie gorąco. Wiem, że zwycięstwo 4:0 w jakichkolwiek okolicznościach powinno zamknąć usta krytykom. Ale ponieważ od jakiegoś czasu zastanawiam się już nie nad tym, czy awansujemy na Euro, ale co możemy tam zdziałać, mecz z Gruzją w Warszawie porządnie mnie wystraszył.

Każdą drużynę i każdego trenera bronią wyniki. My w tych eliminacjach pozostajemy bez porażki, mamy świetny bilans bramek i liderujemy grupie. I kiedy przyjeżdża do naszej świątyni ekipa nie tylko bez gwiazdy, ale nawet bez pomysłu na grę, wymagam, by szanować nerwy kibiców i nie kazać drżeć o zwycięstwo do 89. minuty.
Nie wiem, dlaczego w pierwszym składzie pojawia się Krzysztof Mączyński, skoro cały tydzień kadra trenowała ustawienie z młodym, zdolnym Karolem Linettym. Nie wiem, dlaczego w pierwszym składzie pojawia się Sławomir Peszko, a Jakub Błaszczykowski trzymany jest na ławce rezerwowych tak długo. Nie wiem wreszcie, dlaczego Polska, która przez trenera rywali nazwana została "maszyną", kiedy prowadzi 1:0, zamiast pójść za ciosem, zaczyna się bronić, a trener popiera taką inicjatywę i za skrzydłowego wprowadza defensywnego pomocnika - Tomasza Jodłowca. Pomocnik Legii to solidny zawodnik, ale nie można o nim powiedzieć, że przytrzyma piłkę, rozejrzy się, uspokoi grę. Sebastian Mila musi być naprawdę w słabej formie.

Nieskuteczność Polaków przed przerwą porażała. Stwarzając, a później marnując tyle sytuacji, sami siebie wpędzaliśmy w nerwy. Rzeczywiście, Gruzini wyglądali na takich, którzy nie planują przekraczać środkowej linii, bo później nie wiedzą, co zrobić, ale zamiast to wykorzystać, traciliśmy tylko siły na kolejne szarże skrzydłem. Najlepszy na boisku Kamil Grosicki narzucił sobie takie tempo, że gdyby wytrzymał do końca meczu, byłbym zdziwiony.

Awans na Euro jest już naprawdę blisko, trzeba wymyślić sposób, by na tym turnieju odegrać inną rolę niż tradycyjny układ: mecz otwarcia, mecz ostatniej szansy, mecz o honor. Mamy piłkarzy, którzy stanowią o obliczu swoich klubów, biorą na siebie odpowiedzialność. Pracując w tej samej grupie od dłuższego czasu, trener Adam Nawałka powinien się w sobotę wieczorem zaniepokoić. Kiedy George Navalovsky trafił w spojenie słupka z poprzeczką przy stanie 1:0 dla Polski, przypomniały się koszmary z Dublina i gol dający remis gospodarzom, strzelony w ostatniej minucie.

Cieszę się, że przełamał się Robert Lewandowski, bo Twitter już żył hasłem, że w Monachium toby strzelił. Cieszę się, że Arkadiusz Milik, nawet kiedy przez większość meczu jest niewidoczny, obudzi się w takim momencie, by po prostu zdobyć bramkę. Na miejscu Nawałki zastanowiłbym się, czy kiedy do gry wróci Kamil Glik, na pewno powinien zastępować Michała Pazdana czy do Pazdana dołączyć.

Kibiców czeka teraz spokojne lato. Na szczęście wiem, że dla Nawałki spokojne nie będzie. To mądry trener.

Michał Kołodziejczyk

Milik dla WP: gwizdy? Słyszałem, ale widziałem, że strzelimy
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×