Po tym, jak przywitano Kubę na Stadionie Narodowym, wątpliwości nie ma. Ludzie chcą zgody w rodzinie: ma grać "Lewy", ale ma też grać Kuba. To przekaz do obu: żaden piłkarz nie jest ważniejszy niż drużyna.
Wszyscy widzieli te przyjacielskie gesty na boisku, szczególnie po asyście Kuby, gdy Robert strzelił gola głową.
Przyjacielskie gesty są oczywiście ważne (szczególnie że obaj wiedzieli, iż tego się właśnie od nich oczekuje), nie można jednak z tych gestów wyciągać zbyt daleko idących wniosków. Panowie nie zaczną być na nowo przyjaciółmi, bo zbyt wiele między nimi już zaszło. Ale jako dwaj profesjonaliści i dobrzy piłkarze, potrafią współpracować na boisku. I to z dobrym skutkiem. Mnie to wystarczy.
[ad=rectangle]
Trzeba nie znać Kuby, żeby twierdzić, że pogodził się z odebraniem mu kapitańskiej opaski. On się nie pogodził, on to zaakceptował. Inaczej ustawił priorytety. Bardzo chciał grać w reprezentacji, musiał więc schować własne ambicje i rozbudowane ego do kieszeni. Jak wielka to zmiana, wie każdy, kto pamięta, jakim był w reprezentacji suwerenem, gdy z jego zdaniem musieli się liczyć wszyscy. Łącznie z kolejnymi selekcjonerami - taką miał pozycję w kadrze. Wrócił w zupełnie inne miejsce. Wykonał wielką pracę, by to zaakceptować. Warto to doceniać.
Adam Nawałka przyznał, że kwestia opaski kapitańskiej była dla niego najtrudniejszym problemem, jaki napotkał w reprezentacji. Wobec trenera, który zewsząd zbiera całkiem zasłużone pochwały, możemy być szczerzy: w kwestii opaski Nawałka się na początku pogubił. Przekaz do zawodników i kibiców nie był jasny. Trochę kluczył, mylił tropy i zmieniał koncepcje. Właśnie o to żal do selekcjonera miał Kuba. Nie o decyzję zmiany kapitana - bo do tego selekcjoner zawsze ma prawo - a o sposób, w jaki to zakomunikowano i jak to, przy pomocy mediów, rozegrano.
[nextpage]Trzeba oddać Nawałce, że naprawił swój błąd. Selekcjoner musiał kilkakrotnie peregrynować do Dortmundu i Monachium (początkowo mało udanie), ale w końcu podróże - szczególnie te niedawne - przyniosły sukces. "Lewy" i Kuba znów grają razem dla reprezentacji. Napracował się pan Adam, ale było warto! Błaszczykowski daje jakość piłkarską tej drużynie, jakiej nie są w stanie dać inni pomocnicy. Ale Kuba w tym meczu jest zwycięzcą nie tylko pod względem sportowym. On to zgrupowanie wygrał mentalnie.
Musiał odebrać gorzką lekcję pokory, gdy okazało się, że jest w reprezentacji skrzydłowym numer... trzy.
Nie powiedział nic (tak zresztą jak nic nie mówił do mediów przez całe zgrupowanie). Musiał strawić to w sobie. Na taką sytuację dobre określenie ma Jacek Gmoch: "Musiał giąć metalowe łyżki w żołądku".
Kuba dał radę, a na boisko wyszedł napakowany energią jak energetyczny baton. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że jego "paliwem" była złość. Że napędzał się myślą: "Ja wam wszystkim pokażę". I pokazał! Dla mnie kozak.
I szacunek, że nie eksponował zniechęcenia, zniecierpliwienia, że posadzenia na ławce nie odebrał jako afrontu. Że zrobił z tego supermotywację. Silny facet.
To moja ulubiona historia o życiu, gdy człowiek w trudnym momencie potrafi wstać z kolan. Kuba jest tej kadrze potrzebny. Kamil Grosicki i Sławomir Peszko to są nieźli piłkarze, ale Błaszczykowski jest z innej półki. Tej wyższej. Widać to było w sobotę na Narodowym i widać to będzie zawsze.
W meczu z Gruzją były takie momenty, gdy Biało-Czerwonych dopadały głębokie kryzysy. Wyglądali niczym kolarze na piekielnie trudnym etapie.
Kibice cieszą się z wysokiego zwycięstwa 4:0, ale Adam Nawałka to rozsądny trener i ma świadomość, że przez większość spotkania było gorzej niż lepiej. Nikt nie będzie narzekał po takiej wygranej, ale sztab trenerski musi się spokojnie pochylić nad minusami. Kibice na stadionie byli rozczarowani po pierwszej połowie, gwizdali na reprezentację, a przecież druga część meczu też dobra - poza piekielną końcówką - nie była.
Warto sobie szczerze mówić nieprzyjemne rzeczy po bardzo przyjemnym wyniku. Tylko wtedy ta drużyna może zrobić postęp.
[b]Dariusz Tuzimek
Kołodziejczyk: Polacy narzucili... zbyt mocne tempo
{"id":"","title":""}
[/b]