Po 56 dniach na boiska wrócą I-ligowcy. Zakończony dokładnie 6 czerwca, poprzedni sezon przyniósł historyczny awans Termaliki Bruk-Bet Nieciecza, złotą wiosnę KGHM Zagłębia Lubin, ale też czasem kuriozalne, częściej dramatyczne starania o przetrwanie Floty Świnoujście oraz Widzewa Łódź. Kibice będą ponadto pamiętać nieudaną próbę utrzymania GKS-u Tychy przez Tomasza Hajtę.
[ad=rectangle]
Rodzą się pytania, co przyniesie nowy sezon. To co już wiadomo - liga ma nowego właściciela praw telewizyjnych, robi skok infrastrukturalny, a na boiskach będzie mniej zawodników spoza Unii Europejskiej. Tak samo jak przed rokiem nastąpił exodus gwiazd. Pojawiło się kilka, potencjalnie nowych, są podstawy, by czekać na narodziny następnych.
W poprzednim sezonie walkę o awans stoczyli trzej, silni pretendenci, z których przegranym była Wisła Płock. - Zajęliśmy najgorsze miejsce, jakie mogło się nam zdarzyć - trzecie, a jednocześnie najlepsze od wielu lat. Tak więc z jednej strony duża satysfakcja ze stałego progresu, a z drugiej niemałe rozczarowanie, bo piłkarski raj był rzeczywiście blisko. Nie pozwoliliśmy sobie jednak na załamywanie rąk - zaznaczał prezes Jacek Kruszewski.
Jak powiedział, tak starał się zrobić i Wisła jest ponownie kandydatem do awansu. Nie ma już u siebie Góralskiego, Janusa, ale ma nadal Iliewa, a na pokład weszli Damian Piotrowski oraz Maksymilian Rogalski. W przewietrzonej szatni duże oczekiwanie, ale też niewiadoma, bo jeszcze nie zaczął się sezon ligowy, a Nafciarze zdążyli już wylecieć z Pucharu Polski po porażce z Drutex-Bytovią Bytów.
Silna na papierze jest Miedź Legnica. Inna sprawa, że w poprzednich latach sprawiała podobne wrażenie, a kończyło się klęską. Andrzej Dadełło stawia tym razem na drużynę weteranów. Prawie wszystkie nabytki legniczan to piłkarze z przeszłością i trzydziestką na karku. Obroną mają kierować Michał Stasiak z Błażejem Telichowskim, w środku pola kreować grę ex-wiślacy Wojciech Łobodziński z Łukaszem Gargułą, a gole zdobywać Bartosz Ślusarski. Po głośnych transferach ma być głośny sukces, a nie głośna klapa.
Apetyt na sukces mają uśpieni mocarze. Arka Gdynia i GKS Katowice w pełni kontrolowały odpływ ze swoich szatni. Dość wspomnieć, że pozostali w nich Marcus Vinicius da Silva i Grzegorz Goncerz, choć znaleźli się na celowniku silniejszych klubów. Patrząc na nowy środek pola obu drużyn można być podbudowanym potencjałem. Kibice w Gdyni i Katowicach są zarazem zniecierpliwieni banicją na zapleczu. GieKSa to przecież drużyna, która najdłużej, nieprzerwanie występuje w I lidze.
- Zarząd postawił cel jakim jest awans GKS-u w ciągu dwóch sezonów do Ekstraklasy. To nie oznacza, że nadchodzący sezon będzie odpoczynkiem i sielanką. Będziemy starać się jak najszybciej ten awans osiągnąć i po to była przebudowa drużyny w ostatnim czasie - zadeklarował prezes Wojciech Cygan.
Zlekceważyć na starcie nie można Olimpii Grudziądz, Chojniczanki Chojnice i spadkowiczów z Ekstraklasy. PGE GKS Bełchatów i Zawisza Bydgoszcz są na rollercoasterze i skoro potrafiły spektakularnie spaść, to i mogą za chwilę ruszyć w górę. Rok temu o tej porze Brunatni wygrywali na Legii i byli liderem w elicie, a Zawisza miał świeżo w pamięci mecze w europejskich pucharach i Superpuchar Polski. Kamil Drygas, Mica czy Mateusz Mak to nie są zawodnicy tuzinkowi.
Kandydatów, którzy mogą powalczyć o dwa miejsca premiowane awansem jest zatem kilku. Miejsc nagradzanych promocją jest jednak mniej niż tych zagrożonych spadkiem. Sezon pod napięciem szykuje się zeszłorocznym i obecnym beniaminkom. Pogoń spędzi wiele kolejek poza Siedlcami, Rozwój Katowice nie znalazł napastnika na Twitterze, a MKS Kluczbork nie ma w składzie nowego Waldemara Soboty. Kibice, którzy obserwowali poprzedni sezon II ligi, pamiętają, że awans wywalczyły nie "gepardy", a najmniej powolne "ślimaki".
Na ławkach nie będzie kojarzonych w poprzednich sezonach z I ligą Bogusława Baniaka, Przemysława Cecherza czy Wojciecha Stawowego, co nie oznacza, że zabraknie barwnych postaci. Wracają Marcin Sasal, Tomasz Asensky, Mariusz Rumak zdecydował się zostać w Bydgoszczy, a swoją wartość może udowodnić na dobre Tomasz Kafarski.
Miał być jeszcze Romuald Szukiełowicz, ale nie będzie. W czasie 56 dni między sezonami zdążył najpierw przybyć, a następnie odejść z Zagłębia Sosnowiec.