Pojedynek z beniaminkiem Ekstraklasy nie ułożył się idealnie stargardzianom. Choć mieli swoje szanse na objęcie prowadzenia, to jednak pierwsi stracili gola po strzale Adriana Chomiuka. Termalica Bruk-Bet Nieciecza dostała do ręki świetne karty, a jednak na przestrzeni całego spotkania okazała się po prostu słabsza od Błękitnych.
[ad=rectangle]
- Nie było łatwo. Termalica postawiła trudne warunki. Choć od początku atakowaliśmy, to wpadliśmy pod zimny prysznic. Straciliśmy gola z niczego, po jakimś kontrataku, ale obudziliśmy się w porę i jeszcze przed przerwą wyszliśmy na prowadzenie 2:1 - opowiadał Radosław Wiśniewski.
"Wiśnia" zdobył gola wyrównującego. To mała tradycja, że były zawodnik Pogoni Szczecin trafia do bramki klubu z elity. - Nie jest tak, że odhaczam sobie je na liście. Nie przywiązuje dużej wagi do tego, komu strzelam - zaprzeczał napastnik. - Dla mnie, napastnika wszystkie gole są ważne, bo dodają pewności siebie. Najważniejsze jest jednak dobro zespołu, a nie indywidualne sukcesy - dodał.
- Wierzyliśmy, że mamy szansę odwrócić losy spotkania. Dobrze nam się grało, współpracowaliśmy na boisku, a może i stracona bramka podziałała na nas mobilizująco. Nie mogliśmy czekać, a od razu zabraliśmy się do ataku. Na przerwę zeszliśmy z wynikiem 2:1 i dowieźliśmy go do końca.
Pojawiły się głosy, że Błękitni Stargard Szczeciński potraktują Puchar Polski mniej priorytetowo, pamiętając, że rok temu przeszkodził im nieco w walce o awans. Autorzy takich opinii muszą zamilknąć, ponieważ podopieczni Krzysztofa Kapuścińskiego zagrali tak jak do tego przyzwyczaili - z dużym zaangażowaniem o zwycięstwo.
- Przygoda dopiero się zaczyna. Puchar Polski jest dopiero na starcie. Nie zamierzamy rezygnować z tak fajnych rozgrywek. Zdobywamy doświadczenie, wspomnienia, szansę pokazania się silniejszym klubom. Następnie ogranie w pucharze procentuje w lidze. Marzymy o następnych niespodziankach, ale na razie koncentrujemy się na inauguracji sezonu i derbach z Kotwicą Kołobrzeg - zaznaczył Wiśniewski.