Wicemistrzowie Polski przeważali od pierwszego gwizdka sędziego, a zadanie ułatwił im Tomasz Nowak, który w 16. minucie zachował się nieodpowiedzialnie przed własnym polem karnym i podał pod nogi rywali, którzy skrzętnie skorzystali z prezentu. - Piłka przelała się po nodze i za lekko podałem do Leo. Trenerzy uczulali nas, żeby nie odwracać się z piłką tylko ją zgrywać i chciałem to zrobić. To jest moja wina i moje niedokładne zagranie - nie owija w bawełnę 29-letni pomocnik.
[ad=rectangle]
Po raz drugi z rzędu, a dopiero czwarty w ciągu trzech kolejnych sezonów Nowak został zmieniony. W niedzielę opuścił boisko w 69. minucie, a pożegnały go gwizdy. On sam nie przywiązuje do tego większej wagi. - To jest normalna rzecz. Kibice są wybredni i mają do tego prawo - przyznaje były piłkarz Korony Kielce. - Jest rywalizacja na każdej pozycji. Jeżeli to ma pomóc zespołowi, że Łukasz Tymiński wejdzie i będzie ciągnął naszą grę, to ja nie będę się obrażał tylko ciężej pracował. Nikt nie ma stałego miejsca w składzie. Ja też nigdy nie miałem tego miejsca danego za darmo - dodaje.
Komplet publiczności zgromadzony w niedzielny wieczór na łęczyńskim stadionie liczył na niespodziankę, ale Legia Warszawa nie pozostawiła żadnych wątpliwości co do swojej wyższości. Podopieczni Henninga Berga kontrolowali przebieg boiskowych wydarzeń, a Górnik Łęczna nie potrafił odrobić strat. - Ludzie na to liczyli, że wygramy jak w grudniu. My też chcieliśmy zwyciężyć, ale Legia pokazała dobrą piłkę. Wydaje mi się, że byliśmy za nisko. Pół roku temu pokazaliśmy, że trzeba Legię kąsać i odgrażać się jej. My w pierwszej połowie tego nie robiliśmy i Legia poczuła się za mocna. Trzeba mieć chłodną głowę po zwycięstwach i porażkach. Musimy odpocząć, przeanalizować błędy i gramy dalej - podkreśla Nowak.