Katowiczanie już na początku spotkania dominowali nad piłkarzami MKS-u Kluczbork. W 27. minucie GKS Katowice prowadził już 3:0, a wszystkie trafienia były autorstwa Grzegorza Goncerza. W drugiej połowie Ślązacy jeszcze podwyższyli prowadzenie i mogli cieszyć się z triumfu 5:1. Z kolei kluczborczanie opuszczali murawę ze zwieszonymi głowami.
[ad=rectangle]
Po kiepskim początku beniaminek I ligi nie zdołał się już podnieść i zagrozić GieKSie. - Muszę powiedzieć, że niedawno upłynęły trzy lata mojej pracy w Kluczborku i nie zdarzyło mi się jeszcze w takich rozmiarach przegrać meczu. Byliśmy jednak zespołem po prostu słabszym i dlatego taki wysoki wynik. Zagraliśmy 10 minut w pierwszej połowie, około 20 w drugiej połowie, a reszta należała do gospodarzy. GKS dominował w pierwszych minutach meczu, to przyniosło bramki i nie byliśmy się w stanie podnieść - przyznał Andrzej Konwiński.
W drugiej połowie kluczborczanie nie zamierzali skupiać się na defensywie, a ich celem było zdobycie bramki. To udało się zrealizować w 78. minucie, a gola strzelił Piotr Giel. Można powiedzieć, że trafienie to tylko rozzłościło katowiczan, gdyż już 9 minut później było 5:1. - W szatni dużo rozmawialiśmy, ale mimo wyniku do przerwy uważałem, że powinniśmy pozostawić przynajmniej z gry dobre wrażenie. Nie mieliśmy zamiaru się cofać, chcieliśmy zdobyć bramkę i to się nam udało. Później było sporo niefrasobliwości w defensywie i straciliśmy kolejne dwie bramki - powiedział trener MKS-u Kluczbork.
W tym sezonie beniaminek I ligi zaskoczył wyjazdowym zwycięstwem nad Zawiszą Bydgoszcz. W Katowicach MKS został brutalnie sprowadzony na ziemię. - Być może jest tak, że czasami trzeba zejść bardzo nisko, wręcz upaść, by później się podnieść. Na pewno nie tracimy wiary w nasze możliwości. Jesteśmy w stanie zagrać lepsze spotkanie niż w Katowicach i uważam, że w najbliższych meczach będziemy w stanie to pokazać - zakończył Konwiński.