Rafał Ulatowski zapowiada gorący tydzień

Szkoleniowiec PGE GKS-u Bełchatów uważa, że najbliższe dni po pechowej porażce z GKS-em Katowice mogą mieć duże znaczenie dla jego relacji z zespołem.

Spadkowicz z ekstraklasy w sobotnim meczu z GKS-em Katowice wypuścił z rąk niemal pewne zwycięstwo. Miejscowi piłkarze od 10. minuty grali w przewadze, a chwilę po czerwonej kartce dla rywala objęli prowadzenie. Do końca pierwszej części dominowali na boisku niepodzielnie, ale po przerwie niepotrzebnie się cofnęli, co zaowocowało aż dwoma golami dla gości. - Myślę, że przegraliśmy wygrany mecz, bo do 65-70. minuty, kiedy prowadziliśmy 1:0, mieliśmy sytuację pod kontrolą. Zabrakło instynktu zabójcy i strzelenia bramki na 2:0. Wtedy GKS Katowice już by się nie podniósł - przekonywał po spotkaniu Rafał Ulatowski.

Według szkoleniowca PGE GKS-u Bełchatów na ostatnią porażkę wpływ miała kontuzja Seweryna Michalskiego, który po jednym ze starć we własnym polu karnym musiał opuścić na moment boisko, by służby medyczne opatrzyły mu rozbitą głowę. - Bardzo duży wpływ na przebieg tej końcówki miał uraz Seweryna Michalskiego. Jego chwilowe zejście rozprężyło nas w jakimś sensie, jeśli chodzi o taktykę. W przerwie umawialiśmy się, jak mamy grać, jak wykorzystać przewagę liczebną. Po zejściu Seweryna straciliśmy zupełnie głowę i oddaliśmy inicjatywę katowiczanom. Rywale zdobyli dwa gole, a druga bramka dla gości to już coś niebywałego, skoro grasz z przewagą i tracisz gola po kontrataku, pomimo osłabienia rywala. To są kanony gry w piłkę i w takiej sytuacji trzeba zachować koncentrację do samego końca - przyznał opiekun ekipy z województwa łódzkiego.

Ulatowski dał po spotkaniu z GKS-em do zrozumienia, że czeka go poważna rozmowa z zespołem. Piłkarze mogą spodziewać się reprymendy, zwłaszcza że już drugi raz z rzędu schodzą z boiska pokonani, a okoliczności ostatniej porażki nie mogą pozostać bez reakcji. - Jeżeli trener to jest ojciec zespołu i do tej pory ten nasze relacje były bardzo dobre to gdzieś ten klaps dla piłkarzy czasami też musi być wymierzony. To będzie bardzo trudny tydzień dla moich piłkarzy. Po tych wygranych meczach moi zawodnicy muszą nauczyć się radzić sobie z przegranymi. Najbliższe dni będą w związku z tym bardzo ważne ze względu na nasze relacje. Bardzo żałuję, że nie dowieźliśmy tej wygranej do końca. W piłkę trzeba grać do końca - powiedział były asystent Leo Beenhakkera.

Źródło artykułu: