Specjaliści od nieruchomości

- Talent czy praca? Jedno i drugie – nie ma wątpliwości Maciej Iwański, obecnie pomocnik Ruchu Chorzów, jeden z lepszych w ekstraklasie specjalistów od uderzeń ze stojącej piłki, który jednak nie lubi… rzutów karnych.

– Znałem sporo takich, którzy mieli to coś, ale bez treningów i nabycia powtarzalności wszystko się rozmywało. Dlatego wciąż ćwiczę i nie ma znaczenia, że biegam po ligowych boiskach już kilkanaście lat. Tak naprawdę na dobrze wykonany stały fragment składa się bardzo wiele czynników. Prócz talentu i wyszkolenia wykonawcy choćby jego warunki fizyczne. Mała stopa pomaga, identycznie jak duża przy uderzeniach z woleja. Ważna jest także forma fizyczna, bo jeśli nogi odmawiają posłuszeństwa, szanse na porządnie uderzoną piłkę z rzutu wolnego – osobiście najbardziej lubię takie do 25 metrów – maleją.

Dlatego ważne jest trenowanie stałych fragmentów niezależnie od tego, czy się miało mocny trening czy słabszy. Pozwala to podczas wykonywania rzutu wolnego czy rożnego uniknąć myślenia o tym, że akurat dziś forma fizyczna nie jest najlepsza…

Dalej – kiedyś miałem trenera, który z wykonawcy przenosił odpowiedzialność na partnerów uważając, że bez należytego ruchu w polu karnym nawet najlepsze dośrodkowanie nic nie da. Jedni zawodnicy mają swoje rytuały, nawet zaklęcia, inni skupiają się na pieczołowitym odmierzaniu kroków od piłki i kąta nabiegu na piłkę.

Z rzutów wolnych w tym sezonie padło 6 bramek, na 153 trafienia ogółem. Prawie dwa razy więcej po rozegraniu wolnego, a niemal trzy razy tyle po rzutach rożnych. Tyle że korner w polskich warunkach ogranicza się głównie do kopnięcia piłki. Szczytem wyrafinowania jest poszukanie na bliższym słupku „przedłużacza”. Brak pomysłowych schematów, sporo zależy od przypadku. Natomiast niezłych kopaczy jest kilku – choćby Patrik Mraz, Tomasz Brzyski czy Barry Douglas, chociaż dwaj ostatni w tym sezonie niczego godnego uwagi jeszcze nie pokazali.

Stały fragment gry to także… wyrzut z autu; o tyle dobry, że pozwala uniknąć spalonego. Wyróżniliśmy trzy gole, które padły w ten sposób, z tym że na przykład trafienie Rafała Boguskiego poprzedził rajd i zagranie Macieja Jankowskiego, którego z kolei celnym wyrzutem uruchomił Łukasz Burliga. Generalnie skutecznych miotaczy jak nasz Tomasz Hajto czy słynny Rory Delap – brak.

Irlandczyk, którego David Moyes nazwał ludzką procą, wyrzutami piłki szybującej 60 km/h na niemal 40 metrów przysporzył sporo bramek Stoke City. Nieźle rzucają Portowcy – Adam Frączczak (asysta przy golu Łukasza Zwolińskiego w meczu ze Śląskiem) oraz Sebastian Rudol, także Patryk Fryc z Termaliki Bruk-Bet i Marek Sokołowski z Podbeskidzia.

Doświadczony pomocnik w obecnym sezonie w ten sposób jeszcze nie zapunktował, ale wcześniej mu się zdarzało. Sam przyznał, że pod Klimczokiem opracowali specjalny trening polegający na rzucaniu piłką wypełnioną wodą i ważącą dwa kilogramy, po to, by w trakcie meczu mieć lepsze osiągi (w przypadku Sokoła ponad 30 metrów) klasyczną futbolówką.

Zbigniew Mucha

Więcej w tygodniku "Piłka Nożna"

"Piłka Nożna" poleca:
TV: Co ciekawego w tym tygodniu? --->>
Wywiad tygodnia z Cezarym Kucharskim: Z Zibim nie poróżniły nas Roma i Juve --->>

90 minut z Kamilem Grosickim: Przed Euro udzielę wywiadu po francusku --->>

Komentarze (0)