Legia grać! Puchary już za chwilę

Dr Jeckyll i Mr Hyde - oto Legia w piątek. Beznadziejna w pierwszej połowie i zadziorna w drugiej. Żebyśmy tylko w czwartek w Danii zobaczyli jej lepszą odsłonę.

Wymowna była jedna z akcji na początku meczu. Teoretycznie niegroźna, jednak obrazująca, jak bezradny był w pierwszej połowie wicemistrz Polski i jak bezczelnie pewny siebie beniaminek z Lubina. Tuż przy linii bocznej kilku piłkarzy Zagłębia podawało sobie piłkę bez przyjęcia, grało w "dziadka" na jeden kontakt. Legioniści tylko patrzyli.

Legia potrafi robić to doskonale. Partaczyć w lidze, by na europejskich boiskach zaskakiwać. Weźmy tylko ten sezon. W piątek jednak nie wygrała już po raz piąty z rzędu. Tymczasem w Europie nie przegrała jeszcze meczu. W czwartek zagra z FC Midtjylland, aktualnym liderem ligi duńskiej. Z drużyną może i niedocenianą, za to bardzo niebezpieczną.

Henning Berg w przerwie na mecze reprezentacji dał piłkarzom aż 5-dniowy urlop. Zapowiedział też, że jego piłkarze zagrają w piątek szybki, ofensywny futbol. Legia miała być rześka, wypoczęta, uśmiechnięta. Tymczasem w pierwszej połowie nie była sobie w stanie stworzyć bramkowej sytuacji. Guilherme, Ondrej Duda to przecież zawodnicy techniczni, kreatywni. Bramkarz Zagłębia Lubin Konrad Forenc co prawda wygląda groźnie, ale to chyba nie dlatego gospodarze rzadko go widywali z bliska. Nie, nie bali się do niego podejść. Po prostu nie umieli tego zrobić.

Udało im się dopiero po przerwie, kiedy trafił Ivan Trickovski. To debiutancki gol Macedończyka w naszej lidze. Piłkarze Henninga Berga męczyli się niemiłosiernie, ale zdołali też trafić drugi raz. Walczyli gospodarze, to trzeba im oddać. Ale szybkiej i ofensywnej piłki mieliśmy jak na lekarstwo. Kompromitacji udało się uniknąć, padł remis 2:2.  Wielki niedosyt wśród miejscowych jednak pozostał. Z perspektywy obiektywnego kibica. Lepiej było tuż przed startem Ligi Europy zobaczyć Legię pewną siebie. Takiej nam nie zaprezentowano.

Henning Berg musiał przez kilka dni kombinować jak sklecić środek obrony. Jakub Rzeźniczak pauzował bowiem za kartki, z Michała Pazdana nadal nie mógł skorzystać. I wykombinował najgorzej, jak mógł. Bośniak Vranjes to nowy nabytek Legii, sprowadzony raczej do pomocy. Ma jedną zaletę - nie myli się z rzutów karnych. W lidze nie chybił jeszcze ani razu. Niestety, nie umie grać na środku obrony. Sam zresztą tego nie ukrywa. - Mam nadzieję, że na stoperze zagrałem pierwszy i ostatni raz - mówił w maju ewidentnie dając do zrozumienia, że w kierowaniem grą obronną nie chce mieć nic do czynienia.

Był niestety dwunastym zawodnikiem Zagłębia. Pomógł w zdobyciu obu bramek dla zespołu z Lubina. Na szczęście w Danii zagra już Jakub Rzeźniczak i oby razem z nim wybiegł na murawę Michał Pazdan. Teraz widać, jak świetnym transferem było sprowadzenie na Łazienkowską najlepszego obrońcy ligi. Pazdan równa się spokój. Brak Pazdana oznacza chaos. Jeszcze nie wiemy, co stało się kolejnemu filarowi Tomaszowi Jodłowcowi, który przedwcześnie opuścił boisko.

Ciężko policzyć, ile razy piłkarze z Warszawy usłyszeli w piątek od swoich kibiców "Grać, k... mać". Hasło dosadne, głośne i męskie. W końcu jednak dotarło.

Jacek Stańczyk
Źródło artykułu: