Mecz w stolicy Wielkopolski był dość niespodziewanie starciem dwóch ekip z okolic strefy spadkowej. Podbeskidzie nie było faworytem potyczki z Lechem, jednak okazało się lepsze od mistrza Polski. - Nie oszukujmy się, pomogło nam też szczęście. Zubas jest w wybornej formie. Pierwszy raz kończymy spotkanie bez straconego gola i dlatego wygrywamy. Jemu należą się szczególne słowa uznania - zaznacza przytomnie Mateusz Możdżeń.
Pomocnik Górali dobrze czuł się po powrocie na Inea Stadion. Trzykrotnie uderzał na bramkę Jasmina Buricia. - Wszystkie strzały leciały w światło bramki, a ostatnio to nie była reguła. Żałuję, że żaden nie wpadł. Szczególnie ten ostatni. Ważne, że dowieźliśmy prowadzenie do końca, a to czy było więcej niż 1:0 to nieistotne - mówi.
Możdżeń nie kryje, że nadal kibicuje Lechowi, świetnie czuje się w Poznaniu. Póki co jego były klub znalazł się w poważnych tarapatach. - Znam temat z doświadczenia - opowiada. - Może nie zaczynaliśmy tak drastycznie słabo w Ekstraklasie. Zdarzały się momenty. Wszystkich chłopaków znam. Na palcach jednej ręki można policzyć graczy z którymi nie grałem - dodaje.
- Piłkarze dobrze wiedzą, że nie jest najlepiej. Moim zdaniem to tylko kwestia czasu, kiedy Lech się odbije. Na chwilę obecną ludzie będą się śmiać i gdybać, ale ja jestem spokojny o Lecha - ocenia na koniec.
[b]#dziejesiewsporcie: albańscy kibice rozbawili Ronaldo
[/b]