Maciej Mańka w rozegranym 14 marca spotkaniu pomiędzy Górnikiem Zabrze i Podbeskidziem Bielsko-Biała zagrał tylko przez 7 minut. W 66. minucie zastąpił Bartosza Iwana, a chwilę później opuścił boisko z powodu kontuzji. Diagnoza lekarzy brzmiała niczym wyrok - zerwane więzadło krzyżowe przednie, co oznaczało ponad pół roku przerwy w grze.
Od momentu kontuzji minęło już niemal siedem miesięcy. Mańka od kilku tygodni trenuje indywidualnie, a na początku listopada powinien być do dyspozycji trenera. - Na pewno na początku brakować będzie czucia piłki, ogrania, ale to normalne w tego typu przypadkach. Ważne, by wreszcie coś zacząć grać. W zespole wiele się zmieniło od momentu mojej kontuzji, na pewno pojawią się przede mną nowe wyzwania. Ale najważniejsze jest zdrowie, może wreszcie wyczerpałem limit pecha i już żadna poważniejsza kontuzja mnie nie dopadnie. Tego bym sobie życzył - przyznał Mańka.
26-letni obrońca Górnika liczy na to, że wróci do optymalnej formy i będzie mógł pomóc zabrzańskiemu klubowi w osiąganiu lepszych wyników. Przykładem dla niego jest kapitan Trójkolorowych. - Adam Danch po siedmiu miesiącach wrócił do treningów i gry. On miał podobny uraz, więc mam nadzieję, że i ja - po podobnym okresie - będę mógł normalnie trenować i grać - powiedział Mańka.
Po jedenastej kolejce Górnik Zabrze zajmuje piętnaste miejsce w ligowej tabeli, ale w trzech ostatnich meczach nie zanotował porażki. Co zrozumiałe, pozycja w strefie spadkowej w Zabrzu nie zadowala nikogo. - Wierzę głęboko w to, że za parę kolejek Górnik będzie na zdecydowanie lepszym miejscu. W mojej sytuacji, tak jak i całej drużyny, należy wierzyć i ciężko pracować - stwierdził Mańka.