Dziennikarz: Gordon, jak myślisz, w jakich obszarach Middlesbrough było dziś od was lepsze?
Strachan: Przede wszystkim w tym dużym zielonym na zewnątrz.
Na wyjazdowe mecze Aberdeen Alex Ferguson, wtedy jeszcze nie "Sir", zabierał ze sobą taśmę swojego ulubionego wokalisty. Zawodnicy uważali, że wokalista jest do niczego, ale ten miał jedną "zaletę". Był świetnym znajomym trenera. Podczas jednego z wyjazdów taśma zniknęła. Jeden z zawodników wyrzucił ją w pole. Było już ciemno i taśma nigdy się nie znalazła. Ferguson zrobił ostre dochodzenie, ale nikt nie pisnął nawet słowa. Przez lata była to wielka tajemnica. W końcu nie wytrzymał Strachan. W jednym z wywiadów powiedział: "Ach, ta taśma… to byłem ja. Ferguson widocznie miał rację, mówiąc, że nie można mi ufać".
To było już po tym jak w 1999 roku Sir Alex napisał w swojej autobiografii, że "temu człowiekowi nie można w żadnym calu zaufać - nie odwróciłbym się do niego plecami".
Dziennikarz: Niesamowita jest ta wasza seria zwycięstw. Jesteś w stanie sobie z tym poradzić?
Strachan: Nie, zamierzam stoczyć się i skończyć jako wrak. Pójdę do domu, zostanę alkoholikiem i może skoczę z mostu… hmm, a może jednak jakoś sobie z tym poradzę.
Stosunki Fergusona ze Strachanem zawsze były napięte. Rudowłosy pomocnik często publicznie śmiał się z menedżera, który najpierw prowadził go przez 6 lat w Aberdeen a potem przez trzy w Manchesterze United.
Kiedyś Aberdeen jechał na mecz Pucharu Zdobywców Pucharów ze Sionem do Szwajcarii. Na miejscu Ferguson zorientował się, że magazynier Teddy Scott zapakował złe getry.
- Kiedy wrócimy, przypomnijcie mi, żebym zwolnił tego drania Scotta – syczał wściekły menedżer.
- Słusznie szefie - odparł Strachan ku zdumieniu kolegów z zespołu.
Ferguson spojrzał na niego podejrzliwie
- Szefie ma pan rację - powtórzył piłkarz.
- Dziękuję - powiedział Ferguson.
- Tylko jedna rzecz. Gdzie do cholery znajdziemy dziesięciu ludzi, którzy wykonają jego robotę? - wyparował Strachan.
Szatnia eksplodowała śmiechem.
Takich sytuacji było więcej, ale faktycznie ich konflikt ma podłoże, a jakże, finansowe. Jeszcze jako zawodnik Aberdeen Strachan podpisał wstępną umowę z FC Koeln w tajemnicy przed menedżerem. Ferguson zablokował transfer, bo chciał sprzedać zawodnika do jednego z zaprzyjaźnionych angielskich klubów. Nikt nie ustąpił i Strachan ostatecznie trafił do Manchesteru United. Udało mu się uwolnić od nielubianego menedżera. Gdy niedługo potem Ferguson trafił na Old Trafford, Strachan skomentował: "Nie sądziłem, że dopadnie mnie tak daleko na południu".
Strachan był jednym z najlepszych szkockich piłkarzy lat 80., to bez wątpienia. Gdy w 1980 roku po raz pierwszy od 14 lat mistrzem Szkocji została inna drużyna niż Celtic i Rangers, konkretnie Aberdeen, to właśnie on został wybrany najlepszym zawodnikiem sezonu w lidze. W sezonie 1982/83 był najjaśniejszym punktem zespołu, który sięgnął po Puchar Zdobywców Pucharów. Po drodze zespół wyeliminował między innymi poznańskiego Lecha. Napastnik Kolejorza Mariusz Niewiadomski wspominał w Encyklopedii Fuji: "Niesamowity, zrobił na nas wrażenie. Pamiętam jak w pogoni za Kupcewiczem pobiegł pod swoje pole karne, tam odebrał mu piłkę wślizgiem i miał jeszcze siłę, by znów przebiec pół boiska w samotnej kontrze".
W kolejnej rundzie zawodnicy Fergusona pokonali Bayern Monachium. W stolicy Bawarii było 0:0. W rewanżu goście prowadzili już 2:1. Młodsi zawodnicy spojrzeli zrezygnowani. Wtedy do akcji wkroczył Strachan.
Willie Miller opowiadał: Tłum ucichł i wtedy zebraliśmy siłę i determinację, by doprowadzić do zwycięstwa. Energia Gordona była niezwykła i pozwoliła się podnieść drużynie.
Aberdeen wygrał Puchar Zdobywców Pucharów pokonując w finale Real Madryt. Strachan znowu był jednym z najlepszych na boisku, wypracował nawet jedną z bramek. Mieli powód by świętować wspólnie z Fergusonem. Ale gdy potem zapytano Strachana "Czego się nauczyłeś przez tyle lat pracy z nim?" odpowiedział: "Tego, że nie chciałbym być taki jak on".
Gdy był menedżerem Southampton, skazywany na pożarcie zespół wskoczył na 4. miejsce w tabeli, co było wówczas sensacją w kraju.
Dziennikarz: Gordon, co będziesz dziś robił?
Strachan: Kupię sobie butelkę coli, paczkę chipsów, siądę w fotelu, włączę telewizor i całą noc będę patrzył w telegazecie na tabelę.
Jako menedżer na pewno jest jednym z najlepszych w swoim fachu, choć daleko mu do osiągnięć wielkich szkockich poprzedników, jak Matt Busby, Bill Shankly, Jock Stein czy właśnie Alex Ferguson. Karierę szkoleniową zaczął dość późno, bo bardzo długo nie chciał przejść na piłkarską emeryturę. Grał aż do 40 roku życia. Był na wyspach symbolem długowieczności.
[nextpage]
"Big Ron", czyli Ron Atkinson, który ściągnął go jako 38-latka do Coventry, pytany o transfer powiedział: "Nie ma chyba nikogo tak sprawnego w jego wieku. Może poza Raquel Welch". Strachan stosował specjalną dietę. Jadł wodorosty, owsiankę i banany.
Atkinson widział go jako następcę w Coventry. Zespół przejął na początku 1997 roku. Zajął 11 miejsce w lidze i dotarł ćwierćfinału Pucharu Anglii. To był najlepszy wynik zespołu od dziewięciu lat. Ale też nie zawsze było słodko. W 2001 roku zespół po raz pierwszy od 34 lat spadł z ligi. Gdy na własnym stadionie przegrywał z Grimsby, cały stadion krzyczał "Strachan out!". Kilku szturmujących szatnię fanów zostało zatrzymanych przez policję.
Dziennikarz: Gordon, można szybkie słowo?
Strachan: Prędkość.
Po Coventry Strachan objął Southampton. Zespół awansował do Europy po raz pierwszy od 19 lat. Po Southampton wyjechał razem z żoną Lesley w 16 miesięczną podróż dookoła świata. Przy okazji zaliczał staże w Monachium i Mediolanie, zaś podczas pobytu w Oceanii podpatrywał pracę klubów futbolu australijskiego. W przypadku żony trenera to nic nadzwyczajnego. Szkoccy dziennikarze mówią, że para jeździ razem nawet na obserwacje przeciwników.
Krótko po powrocie z wyprawy poszedł obejrzeć wyścigi konne w Cheltenham. Nagle podszedł do niego Dermot Desmond, szkocki miliarder i większościowy udziałowiec Celticu. Porozmawiali chwilę i następnego dnia Strachan był menedżerem w klubie. Zastąpił Martina O'Neilla.
Pod wodzą rudowłosego menedżera, Celtic grał fantastycznie. Wygrał trzy tytuły mistrza Szkocji, nieźle radził obie w Lidze Mistrzów. Po rozstaniu z "The Bhoys" Strachan dostał posadę w Middlesbrough, ale to była wielka klapa.
Jego czteroletni kontrakt został rozwiązany po 1,5 roku. Zostawił zespół na ostatnim miejscu w tabeli. Zachował się z klasą i za pozostały okres nie wziął funta. Aż do listopada 2012 roku współpracował z telewizją ITV jako ekspert. Wtedy dostał telefon z federacji. Selekcjonerem jest do dziś, ale możliwe, że tylko do końca roku. Wiele zależy od wyniku meczu z Polską.
Dziennikarz: Gordon, musisz być zadowolony z wyniku.
Strachan: Brawo, trafiłeś w sedno, przeczytałeś mnie jak książkę!
Z Gordonem Strachanem spotkaliśmy się w ośrodku treningowym Celticu w 2008 roku. Okoliczności nie były może zbyt fortunne, bo dzień wcześniej zmarł Tommy Smith, wielki przyjaciel Strachana. Ale Szkot zaprosił nas do swojego biura i poświęcił prawie godzinę czasu.
- Czy myśli pan, że Artur Boruc jest szalony? - zapytaliśmy w pewnym momencie.
- Dajcie spokój. Szalony był Charles Manson. Boruc jest tylko trochę ekscentryczny - wypalił.
Czasem po jedno zdanie warto przejechać pół Europy.
Marek Wawrzynowski z Glasgow
PS. W artykule korzystałem z biografii Strachana wydanej w 2005 roku autorstwa Leo Moynihana