Jesteście wielcy, jesteśmy dumni

Jedziemy do Francji, bo mamy piłkarzy, którzy zostawiają na boisku krew, pot i łzy. Jedziemy, bo mamy w składzie kosmitę Lewandowskiego. Jedziemy, bo mamy trenera, w którego mało kto wierzył, a on od początku do końca miał na tę reprezentację pomysł.

Michał Kołodziejczyk
Michał Kołodziejczyk
PAP/Bartłomiej Zborowski / PAP/Bartłomiej Zborowski

- Nie wiem, jak wy, ale ja jestem dumny z tych chłopaków. Daliśmy radę. A teraz na mistrzostwach Europy chcemy zajść jak najdalej - krzyczał przez mikrofon do kibiców Robert Lewandowski po zakończonym meczu z Irlandią. Ludzie stali już przez ostatni kwadrans, nerwowo czekając na końcowy gwizdek, wyzywając sędziego i modląc się, by nie stało się nic złego w doliczonym czasie gry. To były emocje, bo jeden przypadkowy gol dla rywala zmuszałby nas do gry w barażach.

Nie ma baraży, jest bezpośredni awans z grupy, w której mieliśmy lepszy bilans nawet w meczach z reprezentacją Niemiec, mistrzami świata. Różne były zakręty do tego szczęśliwego wieczoru, kiedy można było otworzyć szampany. Był brak powołania dla Jakuba Błaszczykowskiego i jego triumfalny powrót, była krytyka za powołania dla Krzysztofa Mączyńskiego, który w ostatnich dwóch meczach był jednym z najlepszych na boisku. Była zmiana kapitana, słaby mecz w Dublinie, rozbicie Gruzji i zabawa z Gibraltarem. Ale Nawałka cały czas znajdował się pod ostrzałem. On się jednak nie przejmował, odciął się od mediów, dużo presji zdjął z niego prezes Zbigniew Boniek, który najpierw namaścił go na selekcjonera, a później brał głos ludu na siebie pisząc z sensem albo bez na twitterze, niczym Jose Mourinho, który nie chce, by uwaga skupiała się na jego piłkarzach. Ten wieczór to także wielki sukces Bońka.

Mecz z Irlandią pokazał, że ta kadra ma liderów. Lewandowski nie tylko świetnie grał i strzelił gola, ale podyskutował z sędzią, pokłócił się z rywalami i wziął na swoje barki ciężar awansu. Miał pomocników. Grzegorz Krychowiak rozegrał kolejny świetny finał w Warszawie, tym razem nie z Sevillą, ale z kadrą. Kamil Glik próbowany przez Franciszka Smudę przed Euro 2012 i uznany za "przerywacza", grał bardziej męsko od walecznych Szkotów i Irlandczyków. I wreszcie bramkarz Łukasz Fabiański. Z tych trzech powoływanych - najspokojniejszy, z najmniejszą charyzmą, ale może także najpewniejszy w interwencjach.

Warto byłoby teraz popracować nad tym, by osiągnąć coś więcej, niż sam wyjazd do Francji. Zacznie się gorączka, szukanie ośrodków, sparingpartnerów. A Nawałka pewnie napije się szampana, a później zamknie w piwnicy na kilka miesięcy ze swoim zestawem do analizy meczów i wymyśli coś, co sprawi, że znowu będziemy dumni. Dziękujemy!

Michał Kołodziejczyk

 
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×