Błaszczykowski wraca w wielkim stylu

Dwa miesiące temu oglądał z bliska trybuny w Dortmundzie. Dziś spogląda na wszystkich z góry, ale już w innej roli. Jego Fiorentina jest liderem Serie A, a Błaszczykowski jej czołowym zawodnikiem.

Reprezentantowi Polski wystarczyło sześć meczów w nowym zespole. Strzelił gola, miał dwie asysty, ale przede wszystkim rozkochał w sobie fanów Violi tym, z czego zawsze słynął - wielkim sercem do gry, poświęceniem i determinacją w dążeniu do celu. [color=#222222]

[/color] - Byłem zaniepokojony, gdy odchodził Joaquin. Nawet bardzo zmartwiony. Ale muszę przyznać, że Kuba jest naprawdę dobry. Ma inne wartości od Joaquina. Jest doświadczony, waleczny, i kreatywny z przodu. Niesie ofensywę Violi - powiedział o Polaku legendarny piłkarz tego klubu, Luciano Chiarugi, który wywalczył z Fiorentiną jedno z dwóch mistrzostw kraju. Takiego uznania nie zdobywa się jednym dobrym meczem.

Największy sportowy dziennik w Italii, "La Gazzetta dello Sport", umieścił Kubę na okładce i nazwał transferowym strzałem w dziesiątkę. - To więcej mocy, dryblingu, jakości - uzasadnili dziennikarze najpoczytniejszego gazety porównując Kubę właśnie do Joaquina, który był gwiazdą drużyny, ale latem odszedł do Betisu.

Za Kubą stoją nie tylko eksperci i prasa, ale również suche fakty. Średnia nota naszego pomocnika jest najwyższa we włoskiej ekstraklasie (6,83). Z Błaszczykowskim w składzie Fiorentina wygrała ponadto wszystkie mecze ligowe.

- Włosi lubią kreować bohaterów. Jak drużynie idzie, a kluczowi gracze są w formie, to fani noszą ich na rękach. Nie tolerują u zawodnika przejścia obok meczu - zaczyna Marek Koźmiński. - Nie znoszą, gdy ktoś się nie stara. Fiorentina ma temperamentnych kibiców. Bardzo wymagających. Zostali przyzwyczajeni do czegoś więcej niż przeciętność. Dlatego nie życzą sobie w zespole byle jakiego gracza, tylko takiego, który zostawi na boisku serce. Oddanie i poświęcenie doceniają najbardziej - dodaje obecny wiceprezes PZPN, który grał we Włoszech dziesięć lat (w Udinese, Brescii i Anconie).
[color=#222222]
Odejście Błaszczykowskiego z Borussii Dortmund było jedyną słuszną decyzją. Nowy trener Thomas Tuchel nie widział pomocnika w swojej koncepcji. Nie dał zagrać mu w tym sezonie nawet minuty. Sam podjął decyzję, by piłkarz odszedł na wypożyczenie.

- Kuba miał żal, że musiał opuścić klub i to jeszcze w takich okolicznościach. Czuł się odrzucony po odejściu trenera Jurgena Kloppa. Myślę, że w Dortmundzie już nie zagra. Pewien etap się skończył, a Kuba oddzielił go grubą kreską - mówi Radosław Gilewicz, który zna się z piłkarzem prywatnie.[/color]

Błaszczykowski jest wypożyczony z Borussii do końca obecnego sezonu, ale drużyna z Toskanii zagwarantowała sobie opcję pierwokupu. Były napastnik kadry przypomina sobie jak o skrzydłowego zabiegali kibice BVB. - Pisali petycje, by został w zespole. Przychodzili do siedziby klubu. Walczyli o niego do samego końca. Kuba był niesłychanie związany emocjonalnie z Borussią. Wiem, że do żadnego innego zespołu Bundesligi by nie odszedł - mówi.


Były piłkarz tłumaczy również, co musiało się wydarzyć, by Błaszczykowski odzyskał dawny blask. - W Niemczech miał zbyt częste problemy ze zdrowiem. Wiem z boiska jak to jest, gdy piłkarz walczy ze strachem i rozmyśla podczas spotkania czy uraz znowu się odnowi. To również typ zawodnika, który potrzebuje czuć wsparcie od trenera. Musi go chcieć przede wszystkim szkoleniowiec, a nie tylko kierownictwo. We Florencji trener bardzo go ceni i na niego liczy. Uważam, że zrobił krok do przodu - analizuje Gilewicz.


- Na początku sezonu brakowało mu rytmu meczowego. Nadrobił to. On bazuje na sile i dynamice. Gdy pod tym względem jest dobrze, jest bardzo groźnym zawodnikiem - uzupełnia.

[color=#222222]Zawodnik Fiorentiny pogodził się również z nową rolą w reprezentacji. Jakiś czas temu stracił kapitańską opaskę, przestał być powoływany, ale odzyskał miejsce w pierwszym składzie kadry. - Wszystko przyjmuje ze spokojem. Wydaje mi się, że nic go już nie zaskoczy. Widzimy też, że się nie obraża. Identyfikuje się z reprezentacją. Dopasował się, nie stoi na uboczu. Pokazuje dużą klasę. Absolutnie nie jest zepsutym jabłkiem - kończy Gilewicz.

[/color]

Źródło artykułu: