Miał być gwiazdą światowej piłki. Wieczne kontuzje przerwały jego karierę

Manchester United w ostatnim dniu okienka transferowego chciał kupić Alexandre Pato. Ryzykowny ruch, jeśli pamięta się, co działo się wcześniej z piłkarzem typowanym na wielką gwiazdę.

Krzysztof Gieszczyk
Krzysztof Gieszczyk

Alexandre Pato przechodził w 2007 roku do AC Milan w wieku osiemnastu lat za 24 mln euro, biły się o niego wielkie zespoły. Teraz dalej o nim pamiętają, z największymi - Man Utd, Chelsea, Realem czy Borussią - na czele. Chcą go sprowadzić z Brazylii, gdzie gra od 2013 roku. Pato w Mediolanie w 150 meczach zdobył 63 gole. Źle? Całkiem dobrze, ale nikt już nie traktuje go jak wielkiego zawodnika. Co więc poszło nie tak, że nie doszedł do poziomu, jaki mu wróżyli?

W tym sezonie Pato trafia dla Sao Paulo. Gra na wypożyczeniu z Corinthians, zdobył 9 goli w lidze. Ta ostatnia drużyna go nie potrzebowała, jest na najlepszej drodze, żeby sięgnąć po mistrzostwo kraju. Zespół Pato? Zajmuje szóste miejsce.

Te dziewięć goli to i tak niezły wynik, bo wydawało się, że Brazylijczyk zostanie wiecznie kontuzjowanym, niespełnionym talentem. W Mediolanie prasa z czasem żyła bardziej jego romansem z córką Silvio Berlusconiego niż dokonaniami na boisku. Milan - zdaniem piłkarza - przyczynił się do tego, że łapał kontuzję za kontuzją, a jego kariera gwałtownie wyhamowała.

Nowy van Basten

Zaczynał typowo - wielkie marzenia, tysiące takich jak on, występy w Internacionalu. Walka z nowotworem, który w wieku jedenastu lat niemal pozbawił go ramienia, pozwoliła mu szybciej wydorośleć. Suma odstępnego w kontrakcie dość długo odstraszała potencjalnych kupców, ale nie Berlusconiego. Pato w 2006 roku, w debiucie dla klubu z Porto Alegre, zdobył bramkę i zaliczył trzy asysty. Potem jego drużyna pokonała w finale KMŚ Barcelonę. W 2007 roku włoski bogacz ściągnął młokosa do siebie.

Na debiut czekał pół roku. Takie były przepisy - w momencie dopinania transferu ciągle nie skończył 18 lat, a w lidze brazylijskiej klubu niepełnoletni nie mogli zmieniać klubu. Pierwszy mecz w Milanie był równie imponujący jak w Internacionalu - dwa gole wbite Genoi sprawiły, że kibice uwierzyli: oto nowy Marco van Basten.

W sumie zdobył dziewięć goli, w kolejnych sezonach odpowiednio: piętnaście i dwanaście, wynik bardzo dobry. Przynajmniej w liczbach, bo wtedy zaczął się odwrót Pato. Brazylijczyka zaczęły męczyć kontuzje, które zahamowały - być może na zawsze - jego wielką karierę.

Włoscy kibice śmiali się, że może dostać grypy, kiedy otworzy lodówkę. Co mecz obawiali się, czy znowu nie zejdzie z urazem. Kiedy grał trzy mecze z rzędu, to było święto. W 2011 roku Milan zdobył tytuł mistrzowski, a Pato trafił do siatki rywali czternaście razy. To były tylko przebłyski, piłkarz miał już jednak dość włoskiej medycyny. W 2013 roku trafił do Corinthians.

Włosi wykańczają piłkarzy?

Brazylijczyk zarzucał lekarzom z mediolańskiego klubu, że przyczynili się do jego dramatu. Nigdy nie było czasu, żeby się porządnie wyleczył, ważniejsze było, żeby jak najszybciej wrócił na murawę. - Robiłem wszystko, co mi kazali, ale im bardziej starałem się wrócić do formy, tym bardziej wracały urazy. Kiedy wróciłem do Brazylii, poczułem się lepiej w ciągu tygodnia - mówił Pato dla "La Gazzetta dello Sport".

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×