Kibice Korony tracą cierpliwość? Brosz: Nie spełniamy ich oczekiwań

Atmosfera na trybunach w trakcie meczu z Termalicą Bruk-Bet Nieciecza, delikatnie rzecz ujmując, nie była najlepsza. Czy kolejne potknięcie na Kolporter Arenie spowoduje, że kibice Korony stracą cierpliwość?

To już kolejny raz, kiedy po meczu w Kielcach szkoleniowiec złocisto-krwistych jest daleki od zadowolenia. - Powtarzam to jak mantrę, ale bardzo nam zależało na tym spotkaniu. W pierwszej połowie bardzo walczyliśmy, chcieliśmy zmienić niekorzystny wynik. Przytrafiło nam się jednak wiele strat, przegraliśmy środek boiska i konsekwencją tego było to, że straciliśmy też bramkę - mówił kilka minut po porażce z Termalicą Bruk-Bet Nieciecza.

Pierwsza część meczu zupełnie nie wyszła zawodnikom Korony. Kielczanie nie potrafili narzucić własnego stylu gry, popełniali często niewymuszone błędy. Po zmianie stron próbowali coś zmienić, ale bez skutku. - Ilość strzałów w drugiej połowie (osiemnaście - przyp. red.) pokazuje, że bardzo nam zależało. Jesteśmy niepocieszeni, bo potrzebowaliśmy impulsu. Liczyliśmy na bramkę i że poniesie nas ona ku jeszcze lepszej grze - stwierdził Marcin Brosz.

Nieoczekiwanie w kadrze gospodarzy zabrakło podstawowego ostatnio zawodnika - Airama Cabrery. - Próbował Przemek Trytko, próbował Michał Przybyła, natomiast absencja Cabrery była widoczna. Brakowało nam wykończenia. Nasi skrajni pomocnicy próbowali, napastnicy byli, ale ciągle czegoś brakowało.

19 lipca - to wtedy po raz pierwszy i zarazem ostatni w tym sezonie koroniarze triumfowali przed własną publicznością. Co jest powodem tej zaskakującej niemocy? Być może błędy w ustawieniu. - We Wrocławiu i w Gliwicach graliśmy bliżej siebie, a tutaj nasze formacje są zbyt daleko. W drugiej połowie po wejściu Fertovsa wyglądało to już zdecydowane lepiej. Wejście w mecz nie było jednak takie jak chcieliśmy. Najgorszy był moment po stracie bramki, kiedy nie graliśmy tego co planowaliśmy - zauważył Brosz.

Praktycznie przez całe spotkanie kibice zasiadający na trybunach wyrażali swoje niezadowoleni. Gwizdy, obraźliwe okrzyki i w końcu opuszczanie stadionu przed ostatnim gwizdkiem. Czyżby fani ze stolicy woj. świętokrzyskiego zaczęli tracić cierpliwość? - Bardzo chcielibyśmy zapunktować. To tkwi w podświadomości całego zespołu, wiemy, że najważniejsze są spotkania u siebie. Chcieliśmy dać radość tym siedmiu tysiącom ludzi. Liczymy się z tym, że nie spełniamy ich oczekiwań. Staramy się zrobić wszystko, żeby te upragnione punkty zostały w Kielcach - kończy był opiekun Piasta Gliwice.

Komentarze (0)