AUBAMEYANG. Nazwisko, które w Gabonie zobowiązuje. Ojciec naszego bohatera, Pierre, znany również pod pseudonimem Yaya, w przeszłości był etatowym reprezentantem kraju, który zaliczył ponad 60 występów w narodowych barwach. Występował w klubach z Gabonu, Włoch, Francji, zaliczył również epizod w Junior Barranquilla z Kolumbii. Po zakończeniu kariery został skautem, zatrudnionym między innymi przez AC Milan. Dba też o kariery swoich trzech synów.
BRACIA. Najstarszy, urodzony w 1983 roku, Catilina uczył się rzemiosła w szkółce AC Milan, w 2002 roku zaliczył nawet debiut w pierwszym zespole, jednak brakowało mu umiejętności do zaistnienia na poważnie na tym poziomie. Później grał w niższych ligach we Włoszech, Francji i Szwajcarii. Drugi, aktualnie 28-letni Willy, po mediolańskiej szkółce próbował swoich sił między innymi w Avellino i Eupen, później kopał bez sukcesów w Kilmarnock. Od niedawna, już chyba tylko bardziej dla przyjemności (choć kto wie?), gra w Regionallidze West w klubie FC Kray. Po przyjściu do Dortmundu najmłodszego z braci, Willy starał się także o angaż w BVB, ale skończyło się na jednym test-meczu, w którym wypadł słabo na pozycji środkowego obrońcy. Warto jednak zaznaczyć, że wszyscy trzej występowali (lub jak w przypadku najmłodszego Pierre’a-Emericka - wciąż występują) w reprezentacji Gabonu.
CURTYS. Syn naszego bohatera. Ojcem został w 2011 roku, miłość do potomka sygnalizuje na każdym kroku. Profile piłkarza w mediach społecznościowych przepełnione są wspólnymi zdjęciami, a buty, w których występuje, opatrzył imieniem syna. Zresztą napastnik BVB ma bardzo ciekawy zwyczaj - po każdym meczu, w którym zdobywa trzy gole, zabiera do domu piłkę (co samo w sobie nie jest niczym nadzwyczajnym, robią tak zawodnicy na całym świecie), ale nie umieszcza jej w honorowym miejscu, a oddaje Curtysowi. - Młody biega z tymi piłkami po całym domu, gra w salonie. Niedługo będę musiał mu chyba powiększyć pokój, bo piłki już się w nim nie mieszczą - mówił niedawno "Ruhr Nachrichten" piłkarz.
DZIADEK. Postać w życiu Aubameyanga niezwykle ważna, kto wie, czy w dzieciństwie nie najważniejsza. - Ojca z racji wykonywanego zawodu w domu więcej nie było, niż był. Mama też cały czas pracowała. Dlatego większość czasu spędzałem z nim - zdradził w emocjonalnym wywiadzie przed kilkunastoma miesiącami piłkarz. Było to niedługo po śmierci dziadka. - To dla mnie ciężki czas. Byłem z nim bardzo zżyty. Dzisiaj wiem, że jeszcze bardziej będę starał się spełnić obietnicę, którą mu kiedyś dałem - dodał Aubameyang, nie chciał jednak powiedzieć, o co dokładnie chodzi. - To sprawa ściśle związana z piłką. Ale nie chodzi o zmianę sposobu radości po zdobytych golach. Dziadek po każdym meczu, w którym strzeliłem gola, dzwonił do mnie i mówił: Przestań robić te cholerne salta, bo w końcu kark skręcisz!
EKSCENTRYK. Nie można nie zwrócić na niego uwagi. Zarówno na murawie, jak i poza nią. Podczas meczów po zdobytych golach robi wspomniane już wcześniej fiflaki, od czasu do czasu zakłada też maskę Spidermana. Sporo pisało się o nim także po jednym meczu w Ligue 1, gdy założył uszyte na specjalne zamówienie buty ozdobione 4 tysiącami kamieni szlachetnych wprost z pracowni Swarovskiego. Błyskotki kosztowały podobno 4 tysiące euro. - Zawsze chciałem być gwiazdą, dzisiaj z tego korzystam - wyjaśnił.
FURY. O samochodach w życiu zawodnika można napisać osobny rozdział. To jego druga miłość, zaraz po rodzinie. W garażu PEA znajdowały się choćby takie cacka, jak Ferrari 458 czy Aston Martin DB9. W czasie gry w Saint-Etienne śmiano się, że kibice czekający pod ośrodkiem na zawodników wracających do domu po treningu wiedzieli, że za moment będzie ich mijał Gabończyk, bo rozchodził się po okolicy ryk silnika jego samochodu. Warto zwrócić uwagę na to, że Aubameyang ma dwie twarze, o czym mówią wszyscy, którzy mieli okazję poznać go bliżej. Wszystkie błyskotki, od których nie stroni, sugerują, że to lekkoduch lubujący się w nocnym życiu i ostrej jeździe bez trzymanki. Okazuje się jednak coś innego. - Nie sposób namówić go na wyjście do klubu albo wypicie choć odrobiny alkoholu. Woli siedzieć w domu, z rodziną - mówił o nim Josuha Guilavogui, kumpel z czasów gry we Francji.
GALTIER, CHRISTOPHE. Jeden z tych szkoleniowców, którzy na karierę Aubameyanga mieli największy wpływ. To on przestawił piłkarza ze środka na skrzydło, dał wolną rękę w poczynaniach na boisku, nauczył wykorzystywać naturalne atuty - przede wszystkim szybkość. Na efekty długo nie trzeba było czekać - pod opieką Galtiera zawodnik urósł do pozycji jednego z najlepszych zawodników całej ligi, rozchwytywanego przez najlepszych.
HAT-TRICK. Pierwszy ligowy mecz Aubameyanga w barwach BVB zakończył się spektakularnym osiągnięciem. Gabończyk w sierpniu 2013 roku w meczu z FC Augsburg strzelił trzy gole, za co przez magazyn "Kicker" został oceniony na 1, czyli otrzymywał klasę światową. Od tamtego momentu musiało minąć ponad dwa lata, aby zawodnik powtórzył ten strzelecki wyczyn. W poprzedniej kolejce LE zdobył trzy gole w Azerbejdżanie, a kilka dni później wpakował hat-tricka... a jakże, Augsburgowi!
INWESTYCJA. Borussia przez dobrych kilka lat od zapaści finansowej musiała mocno zaciskać pasa i przy dokonywaniu transferów każde euro oglądała kilkukrotnie. Dopiero po sukcesach ekipy Kloppa zaczęto sięgać głębiej do portfela. Jednym z pierwszych, droższych zakupów był właśnie Aubameyang, którego z ASSE ściągnięto za 13 milionów euro. To sporo, ale już wtedy niemiecka strona zapewniała, że na Gabończyku w przyszłości da się jeszcze dobrze zarobić. Ostatnie miesiące pokazują, jak świetnie przyszłość przewidzieli Klopp i Zorc. Medialne doniesienia traktujące o możliwej przeprowadzce pomocnika/napastnika nie schodzą poniżej 30 milionów euro.
JACKSON, MICHAEL. O tym, jak ważna jest w jego życiu muzyka, mówił już w wywiadach nie raz. Zapytany o to, jaka muza gości w jego słuchawkach tuż przed meczem, odpowiada: - Ale dlaczego w słuchawkach? Włączam ją wszystkim w szatni, w głośnikach! Uwielbiam hip-hop, lubię też starsze klimaty. O jakich klimatach mówi? Na pewno wśród jego ulubionych artystów jest Michael Jackson. Zresztą wzoruje się na nim dobierając ubrania.
KLOPP, JUERGEN. Ściągał Aubameyanga do Borussii, co wcale nie było proste. Gabończyk miał za sobą kapitalny sezon we Francji, dzięki czemu trafił na listy życzeń wielkich klubów z Włoch i Anglii. Piłkarza ostatecznie przekonać miał dopiero niemiecki trener, który wybrał się do niego osobiście. Auba odurzył się Kloppem po dziesięciu minutach rozmowy - nie mogło być inaczej, skoro osobiście pofatygował się po niego gość, który zbudował największą, europejską rewelację tamtych lat, na dodatek mający podobny do piłkarza luz. - Czy współpraca z Kloppem jest ciężka? Nie! Wystarczy, że dajesz z siebie maksa na treningach, on wtedy traktuje cię jak syna, nie pozwoli ci zrobić krzywdy. Przejście do Borussii było najlepszym ruchem, jaki mogłem wykonać - mówił w pierwszym sezonie pobytu w Niemczech zawodnik.
LIBREVILLE. Stolica i największa metropolia Gabonu. Naszemu bohaterowi miasto może kojarzyć się… źle. Przede wszystkim przez wydarzenia z lutego 2012 roku. Rozgrywany był tam ćwierćfinał Pucharu Narodów Afryki, współgospodarze turnieju mierzyli się z reprezentacją Mali. Do wyłonienia półfinalisty potrzebny był konkurs rzutów karnych. I wtedy właśnie rozegrał się osobisty dramat Aubameyanga - w decydującym momencie zabrakło mu zimnej krwi, przestrzelił, przez co w dalszej części turnieju zagrali Malijczycy. - Siedziało to we mnie, nawet po powrocie do klubu przez dłuższą chwilę nie mogłem wyprzeć tego wspomnienia - mówił niedawno piłkarz. Sprawa mogła być dla niego wyjątkowo bolesna, bo przez całe mistrzostwa prezentował się znakomicie, sumiennie zapracował na miano narodowego bohatera. Bohatera, który w decydującym momencie zawiódł swój kraj.
MADRYT. Nigdy nie ukrywał, że w przyszłości chciałby zakotwiczyć właśnie w tym mieście. Powodów jest kilka. Po pierwsze, jednym z jego największych marzeń jest gra w Realu Madryt. Ot, dziecięca wizja idealnej przyszłości, która w gruncie rzeczy dzięki ostatnim występom i bardzo wysokiej formie nie jest wcale aż taka odległa. Po drugie - matka pomocnika to Hiszpanka, do czynienia z tamtejszą kulturą i zwyczajami ma więc od najmłodszych lat. Nawet jego ulubioną potrawą są naleśniki przyrządzane przez rodzicielkę na tajemniczy, hiszpański sposób. - Hiszpania to mój cel. Gdybym w przyszłości trafił do tamtejszej ligi, mógłbym powiedzieć, że spełniłem jedno ze swoich największych marzeń - mówił w jednym z wywiadów.
NIEMCY. Podobno tuż przed podjęciem decyzji o przeprowadzce, miał rzucić: "Tam mnie jeszcze nie było". Po latach spędzonych we Włoszech i Francji postanowił zmienić otoczenie, do którego później przez dłuższą chwilę musiał się przyzwyczajać. Punktualna, poukładana, typowo niemiecka rzeczywistość była dla niego nowością, ale paradoksalnie dzięki swojej dość zwariowanej przeszłości łatwiej było mu się do niej zaadaptować. - Mieszkałem już w wielu miejscach na świecie, to ułatwiło sprawę. Po ponad dwóch latach spędzonych w Dortmundzie czuję się tu już jak w domu - przyznał.
OJCZYZNA. Pojęcie w tym przypadku względne. Dziecięce losy małego Pierre’a-Emericka były mocno pokręcone, rzecz jasna przez karierę ojca, który nie potrafił zagrzać miejsca w jednym klubie. Przez to właśnie miał okazję żyć we Francji, Włoszech, los rzucił go nawet do Kolumbii, często odwiedzał rodzinę w Gabonie. Nie stanowiło to jednak większego problemu - dzieciak miał okazję poznać kilka języków (biegle posługuje się francuskim, włoskim i angielskim, oczywiście radzi sobie też z hiszpańskim) - aż do momentu, gdy trzeba było zdecydować się, barwy którego kraju będzie reprezentować. - To był bardzo trudny wybór. Chcę być wielki, jak Samuel Eto’o czy Didier Drogba. To była moja decyzja, której teraz nie żałuję. A przecież mogłem też wybrać Hiszpanię - tłumaczył Aubameyang.
PREMIER LEAGUE. Wystarczyło kilka pierwszych tygodni, w których Aubameyang obijał kolejnych rywali, aby z angielskich gazet wylewać się zaczęły plotki na temat zainteresowania piłkarzem zespołów z czołówki ligi. Napastnikiem mają być podobno zainteresowani wszyscy z finansowego topu na Wyspach, począwszy od klubów z Manchesteru i na Arsenalu oraz Chelsea kończąc. Kto wie jednak, czy na uprzywilejowanej pozycji nie stoi Liverpool FC, w którym od niedawna pracuje Juergen Klopp. Panowie się znają, szanują, a The Reds cierpią na brak klasowego snajpera. Nic, tylko pakować walizki i otwierać w głowie szufladkę z językiem angielskim. Pytanie tylko, czy Auba nie będzie miał innych, podróżniczo-transferowych priorytetów…
RONALDO. Gwiazda, w którą Aubameyang wpatrywał się z uwielbieniem w młodości. W ankiecie, którą wypełniał dla oficjalnej strony internetowej UEFA zaznaczył nawet bardzo wyraźnie przy pytaniu o największego idola z dzieciństwa: - Tylko żeby było jasne: chodzi o tego brazylijskiego Ronaldo! Później w wywiadzie udzielonym niemieckiemu magazynowi "Kicker" rozwijał swoją myśl: - Był dynamiczny, znakomicie grał głową, na dodatek miał znakomitą technikę użytkową. To był po prostu genialny piłkarz. Co ciekawe, Gabończyk miał przez krótki czas możliwość wspólnych treningów z Brazylijczykiem. Tak się szczęśliwie złożyło, że w latach 2007-08 obaj panowie zatrudnieni byli w AC Milan. Na debiut w dorosłym Milanie było wtedy dla młodziaka zbyt wcześnie, ale wzór z dzieciństwa miał na wyciągnięcie ręki. - To mobilizowało mnie do jeszcze cięższej pracy - mówił. Do swoich wzorów zalicza również Thierry'ego Henry oraz Hernana Crespo. Zresztą jeden z ostatnich tatuaży Aubameyanga, który znajduje się na jego lewym przedramieniu, brzmi: "Crespo For Life".
SKUTECZNOŚĆ. Sezon 2015-16 jest dla niego szczególny. Wszedł w rozgrywki z przytupem, strzelał bez przystanku, pobił rekord zapisywania się na liście strzelców w ośmiu pierwszych kolejkach sezonu. Zresztą mała przerwa w obijaniu rywali źle odbiła się na kolejnym przeciwniku, któremu wpakował aż trzy gole. Aubameyang idzie jak burza, po 11 kolejkach znajduje się na czele klasyfikacji strzelców, razem z Robertem Lewandowskim mają po 13 trafień. Gabończyk dorzucił do tego także trzy gole w Pucharze Niemiec oraz sześć w Lidze Europy (trzy w eliminacjach i trzy w grupie).
ŚCIANA. A konkretnie Żółta Ściana, czyli trybuna za bramką na Signal Iduna Park. – Gdy pierwszy raz pojawiłem się na stadionie, zaniemówiłem. Atmosfera na trybunach, 80 tysięcy ludzi - to miejsce szczególne - przyznał w jednym z wywiadów piłkarz. Kibice pokochali go jeszcze w pierwszym sezonie, teraz jest w Dortmundzie bogiem. Nie może być inaczej, skoro właśnie on ciągnie zespół od zwycięstwa do zwycięstwa, aktualnie jest najlepszym zawodnikiem BVB. Kibice już teraz martwią się jednak, że taka forma może prowadzić także do złego, czyli szybkiej sprzedaży napastnika.
TUCHEL, THOMAS. Nowy szkoleniowiec Borussii Dortmund mocno postawił na Gabończyka, sam zawodnik uważa, że to dopiero były trener Mainz zrobił z niego świetnego napastnika. - Bardzo dużo pracujemy na materiałach wideo, trener pokazuje moje błędy i uczy ustawiania się, konkretnych zachowań. Moja dobra dyspozycja wynika z jego wskazówek - przyznał.
USAIN BOLT. O szybkości Gabończyka krążą legendy. Gdy przychodził do BVB jeden z niemieckich tabloidów przedstawiał go nawet jako człowieka szybszego od Usaina Bolta. Oczywiście jest to absurd, ale mający w sobie ziarno prawdy. Aubameyang potrafi osiągnąć lepszy czas od Bolta (zrobiono odpowiednie porównania) na pierwszych 30 metrach, później Jamajczyk piłkarzowi odjeżdża. - Nigdy nikt nie zmierzył mi czasu na 100 metrów, ale wydaje mi się, że wynik zakręciłby się w okolicach 10 sekund - mówi. Aktualny rekord świata, należący oczywiście do Bolta, wynosi 9,58 sek.
WYPOŻYCZENIA. Zanim kariera PEA eksplodowała w Saint-Etienne, piłkarz tułał się od klubu do klubu, nigdzie nie poznano się na drzemiących w nim możliwościach. Z Milanu był wypożyczany kolejno do: Dijon, Lille, Monaco i ASSE, dopiero ten ostatni klub zdecydował się na wyłożenie niespełna dwóch milionów euro za Gabończyka. Dwa lata później Francuzi sprzedali go za kilkanaście milionów. Niezły biznes…
ZAKAZ. Przed kilkoma miesiącami, gdy w zachodniej Afryce szalała epidemia Eboli, Borussia Dortmund weszła w konflikt z gabońską federacją piłkarską. Powód? Niemcy nie chcieli puścić swojej gwiazdy na mecz do Afryki w obawie przed jego zarażeniem śmiertelną chorobą. Burzliwa wymiana korespondencji między Dortmundem a Libreville zakończyła się po myśli strony niemieckiej, która wykorzystała małe niedopatrzenie Gabończyków. Otóż federacja wysłała powołanie do Niemiec o jeden dzień za późno, dzięki czemu BVB nie miała obowiązku zwalniania swojego piłkarza. Skrzętnie z tego skorzystała.
ŻARTY. Za czasów gry w Saint-Etienne wiódł w szatni prym w kwestiach robienia żartów kolegom. Nie raz zdarzało się, że zabierał kumplom ubrania, gdy ci byli jeszcze pod prysznicem, przez co musieli wracać do domu w klubowych dresach lub smarował bieliznę rozgrzewającą maścią, z oczywistym skutkiem. W Borussii jest podobnie, należy do grupy piłkarzy, na których trzeba zwracać szczególną uwagę. Jak się okazuje, nie tylko na boisku.
Paweł Kapusta
CZYTAJ WIĘCEJ W PIŁCE NOŻNEJ:
Wtorek w Lidze Mistrzów - przeżyjmy to jeszcze raz (wideo)