Olimpia Grudziądz zmieniła strategię i zdobyła punkt w kontrowersyjnych okolicznościach

Ostatnia drużyna I ligi przyjechała na stadion Sandecji Nowy Sącz po zwycięstwo, ale musiała zadowolić się bezbramkowym remisem. Gospodarze pod koniec meczu bezskutecznie domagali się rzutu karnego.

Krzysztof Niedzielan
Krzysztof Niedzielan
Norbert Barczyk/ Press Focus / Newspixpl / Norbert Barczyk/ Press Focus / Newspix.pl

Olimpia przystąpiła do spotkania 16. kolejki, jako ostatnia drużyna w I-ligowej tabeli. Sztab szkoleniowy postanowił zmienić styl gry na mniej efektowny, by w ten sposób zwiększyć szanse na zdobycie punktów. - Taktycznie nie wyglądaliśmy tak, jak chcieliśmy. Zazwyczaj gramy ofensywnie, otwarty futbol i napieramy na przeciwnika. Mamy do tego wykonawców, ale sytuacja zmusza nas do zmiany stylu na bardziej skuteczny. Nie udało się nam to w stu procentach, bo przyjechaliśmy do Nowego Sącza po zwycięstwo. Musimy jednak ten punkt szanować - przyznał Artur Skowronek, który patrzy optymistycznie w przyszłość.

- Jestem przekonany, że ten zespół stać na serię zwycięstw do końca tego roku. Z takim nastawieniem przystąpimy do pracy przed meczem z Wigrami Suwałki - dodał trener Olimpii Grudziądz, wciąż zamykającej I-ligową tabelę.

Szkoleniowiec Sandecji Nowy Sącz nie był zachwycony jednym punktem, który udało się zdobyć na własnym stadionie. - Nie zagraliśmy ładnego meczu, ale dla nas ważniejsze były starania o wywalczenie pełnej puli. Spodziewaliśmy się zmiany strategii gry naszego rywala. Faktycznie byli bardzo cofnięci. Tomasz Lewandowski zagrał na stoperze, Rok Elsner i Michał Łabędzki byli defensywnymi pomocnikami. Od razu było widać po co drużyna przeciwna przyjechała. Nie umieliśmy sforsować tego muru, mieliśmy za mało jakości w przodzie. Przydaliby się w takiej sytuacji, do ataku pozycyjnego kontuzjowani Łukasz Nowak, Bartek Dudzic czy Josef Ctvrtnicek - szczególnie w drugiej połowie - zaznaczył Robert Kasperczyk.

Trener odniósł się też do zdarzenia z 87. minuty potyczki. Rozpędzony Filip Piszczek padł w polu karnym, ale arbiter ani myślał wskazać na wapno. Tomasz Radkiewicz uznał, że napastnik biało-czarnych symulował, ukarał go żółtą kartką. Jako, że Piszczek miał już wcześniej żółtko, musiał przedwcześnie opuścić boisko.

- Po meczu szybko zanalizowaliśmy tę sytuację i jestem zbulwersowany. Filip Piszczek to bardzo uczciwy chłopak, który nie potrafi oszukiwać. Moim zdaniem był to ewidentny rzut karny. Dlaczego sędzia nie podyktował jedenastki? To już jego tajemnica - zakończył Kasperczyk.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×