Po pokazaniu projektu stadionu, nosił on roboczą nazwę Baltic Arena. Później została podpisana umowę za miejsce w nazwie. PGE zapłaciła za nie 35 milionów złotych za 5 lat. W ostatnim czasie umowa z tą firmą wygasła. W nazwę weszła Energa.
Energa przez pięć lat zapłaci 22,5 miliona złotych za miejsce w nazwie gdańskiego stadionu. To 12,5 miliona złotych mniej niż PGE. - Na pewno wpływ na pierwszą umowę miało Euro 2012. Po drugie była to pierwsza umowa w Polsce na stadion. Rynek się uregulował. Dzisiaj sytuacja sektora energetycznego jest trudniejsza. Wiele czynników stwarza znacznie trudniejszą sytuację niż w 2011 roku. Cena musi być niższa. Nie można być utopistą. Mimo to to dobra umowa - powiedział Paweł Adamowicz w rozmowie z WP SportoweFakty.
W ostatnim czasie gdański stadion staje się coraz bardziej multifunkcjonalny. - Jest to trudniejszy biznes niż hala widowiskowo-sportowa. Mam tu na myśli Ergo Arenę. Operator czyni wiele, by przyciągać różnej wielkości imprezy by zarabiać. Miasto Gdańsk odpowiada za spłatę kredytu i odsetek od niego. To potrwa jeszcze kilka dobrych lat. Wszyscy w Polsce zdobywają doświadczenia w zarządzaniu stadionami, bo do tej pory ich nie było. Mam nadzieję, że operator przedstawi plany na 2016 rok i będą one pokazywały wzrost obrotu i przychodu - dodał Adamowicz.
Lewandowski jak Cristiano Ronaldo? Lewandowski może wejść na szczyt