Afryka dwóch prędkości. Cudowna młodzież i słabi seniorzy

W miniony weekend w Chile reprezentacja Nigerii do lat 17 piąty raz w historii została mistrzem świata. Na podstawie bolesnych doświadczeń z minionych dekad, trudno wierzyć, że to genialne pokolenie odegra wiodącą rolę w światowej piłce.

Afryka jest kontynentem dwóch prędkości. Cudownej młodzieży i zawodzących zespołów seniorskich. Perfekcyjnych nastolatków i bezsilnych pełnoletnich.

Klątwa Króla Futbolu

A może to wszystko wina Pelego? Legendarny Brazylijczyk nie okazał się wizjonerem. W 1990 roku powiedział: do końca XX wieku jedna z afrykańskich reprezentacji sięgnie po Mistrzostwo Świata. Była to fatalna pomyłka. Drużyny z Czarnego lądu ledwie trzy razy grały w ćwierćfinale Mundialu. To bariera nieprzekraczalna, istne fatum, nad którym najgłośniej płakali kibice reprezentacji Ghany w 2010 roku. Ale lamentowali także Kameruńczycy 20 lat wcześniej i Senegalczycy w 2002 roku. Błogosławieństwo Pelego stało się klątwą. Król futbolu pomylił się okrutnie.

W piłce młodzieżowej Afryka dominuje. Jest wręcz zalana trofeami. Siedem razy jej reprezentacje sięgały po tytuły mistrza świata do lat 17 (pięciokrotnie byli to Nigeryjczycy), dwa razy wygrywały Igrzyska Olimpijskie (Nigeria i Kamerun), a Ghańczycy zdobyli mistrzostwo globu do lat 20. Jak więc zatem możliwe, że te fantastyczne generacje regularnie zawodzą w piłce seniorskiej? Dlaczego proces ewolucji kończy się grupowymi klęskami na mundialach?

Szansa na skok cywilizacyjny

Nie ulega wątpliwościom, że nastolatkowie z Czarnego Lądu są skrajnie zmotywowani i to diametralnie różni ich od sytych seniorów. Futbol to dla nich zazwyczaj jedyna droga, by wyrwać się z niewyobrażalnej dla Europejczyka nędzny i beznadziei. Miażdżąca większość z nich nigdy nie wyjechała poza Afrykę. Nie widziała Paryża, Londynu czy Rzymu. Nie odkryła cywilizacyjnych osiągnięć, które dla mieszkańców Starego Kontynentu są codziennością. Nie miała możliwości trenowania w normalnych warunkach i nie spotkała się z infrastrukturą, którą dysponują szkółki piłkarskie w Europie. W wielu przypadkach wyjazd do Europy jest dla nich szansą na utrzymanie całych rodzin, zazwyczaj wielopokoleniowych, pogrążonych w biedzie, bez jakichkolwiek perspektyw. To nie stereotyp, a fakt. - Bieda nigdy nie jest biała, jest kolorowa, zazwyczaj czarna - tak obrazowo opisywał sytuację w Afryce Ryszard Kapuściński. Futbol jest więc lekiem na całe zło. Szansą na niewyobrażalny skok cywilizacyjny, który w przeszłości stał się udziałem wielu wybitnych piłkarzy z Czarnego Lądu. - Oni widzą swoich idoli w Chelsea, Manchesterze City czy Realu Madryt, słyszą o ich kosmicznych zarobkach i marzą. Te marzenia zamieniają w niespotykaną determinację - mówi Henryk Kasperczak, selekcjoner reprezentacji Tunezji, w przeszłości trener wielu afrykańskich drużyn narodowych.

Kłamstwa, fałszywe papiery i skandale

Z pewnością dużą rolę odgrywa fałszowanie dokumentów. To temat tabu. Zmiana dat urodzenia poszczególnych piłkarzy stała się plagą na przełomie lat 80 i 90. W 1989 roku na Mistrzostwach Świata w Szkocji w reprezentacji Ghany wystąpili ci sami zawodnicy, którzy dwa lata później przyjechali do Włoch na turniej w tej samej kategorii wiekowej! Dziś Afrykańska Federacja Piłki Nożnej robi wszystko, by zapobiec podobnym patologiom. Rejestracji podlegają wszyscy piłkarze występujący w reprezentacjach do lat 17 i 20. W 1990 roku FIFA nałożyła dwuletnią dyskwalifikację na Nigerię za fałszowanie dokumentów trzech zawodników występujących na Igrzyskach Olimpijskich w Seulu. W latach 90 wielokrotnie podważano oficjalny wiek wielu piłkarzy Super Orłów, w tym największych gwiazd: Nwankwo Kanu, Finidiego czy Taribo Westa. Niemal na każdym turnieju międzynarodowym z udziałem Afrykańczyków do FIFA wpływają skargi od przedstawicieli innych drużyn. Rywale doszukują się oszustw, sugerują, że dojrzałość fizyczna, siła i wzrost wielu piłkarzy z Czarnego Lądu to nie efekt przewagi genetycznej, a zwykłe kłamstwo. Ale uprzedzenia umierają. Dziś nie jest już tak źle, jak jeszcze kilkanaście lat temu.

Zmiany na lepsze

Afrykańskie federacje profesjonalizują się. Także w szkoleniu młodzieży. Zdaniem Jeana-Marca Nobilo (byłego selekcjonera reprezentacji Beninu i Algierii do lat 20) bogate kraje z północy kontynentu dystansują konkurencję. - Nigdy nie widziałem projektu tak świetnie zorganizowanego jak ten, który spotkałem w Algierii. Vahid Halilhodzić i Christian Gourcuff potwierdzą moje słowa. Centrum treningowe stoi na najwyższym poziomie, a personel to wybitni fachowcy - powiedział Francuz w niedawnym wywiadzie dla L'Equipe. Nieco gorzej wygląda sytuacja w innych krajach (z wyjątkiem Senegalu - afrykańskiego pioniera i Mali, które może pochwalić się dobrym systemem szkolenia). Niestety to, co imponuje nastolatkom, nie robi wrażenia na gwiazdach, przyzwyczajonych do życia w luksusie i kosmicznych standardów w najlepszych klubach europejskich. Afrykańską piłkę zżera korupcja, wielcy piłkarze często popadają w konflikty z działaczami, a media nagłaśniają afery. Podczas wizyty w Mediolanie autor artykułu rozmawiał z menedżerem Sulley'a Muntariego i Kevina-Princea Boatenga, bohaterów skandalu na Mistrzostwach Świata w 2014 r. Kiedy zapytał dlaczego obaj piłkarze zostali wyrzuceni z drużyny, usłyszał w odpowiedzi: "Szefowie ghańskiej federacji piłkarskiej jedzą pieniądze jak tortellini. To oszuści okradający najmłodszych zawodników i żerujący na nich".

Rozpieszczeni multimilionerzy o złych nawykach

Bez wątpienia wielkim problemem jest rozpieszczenie seniorów przez Europę. Afrykańczycy wracają na zgrupowania swoich reprezentacji narodowych jak na urlop. Nie sposób opanować ich przyzwyczajeń i temperamentów. - Znikają na kilka dni, bawią się w klubach, ignorują treningi. Podchodzą skrajnie nieprofesjonalnie do obowiązków, ale nie można tego zmienić - mówi anonimowo były selekcjoner reprezentacji z Czarnego Lądu. Ekstremalnym przykładem nieposkromionych zachcianek był Iworyjczyk Gervinho. Transfer do Al-Jaziy zakończył się fiaskiem, bo napastnik zażądał dostępu prywatnej plaży, helikoptera i nieograniczonej liczby biletów lotniczych do Wybrzeża Kości Słoniowej. Kiedy klub ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich poinformował, że rezygnuje z pozyskania piłkarza Romy, Walter Sabatini dyrektor giallorossich wpadł w wściekłość. Nie mógł jej jednak od razu wyładować na rozkapryszonym piłkarzu, bo Gervinho poleciał na kilka dni do ojczyzny na urlop i słuch o nim zaginął. Wyłączył telefon i wrócił do Rzymu spóźniony o kilka dni. W taki sposób zaczął przygotowania do sezonu, w którym Roma za cel postawiła sobie zdobycie mistrzostwa Włoch.

Mateusz Święcicki

Komentarze (0)