Sobotni mecz ułożył się fatalnie dla Górnika Łęczna. Gospodarze bez animuszu rozpoczęli rywalizację, co skrzętnie wykorzystali Niebiescy. Goście objęli prowadzenie w 10. minucie po trafieniu Michała Koja. - Spotkały się dwie drużyny, które preferują podobny futbol - schowane czekają na kontrę. Straciliśmy bramkę po stałym fragmencie i waliliśmy głową w mur, a Ruch wychodził z kontratakami - ocenia Grzegorz Bonin.
Łęczyński zespół przejął inicjatywę, ale skoncentrowany na defensywie Ruch Chorzów spisywał się bez zarzutu. Podopieczni Jurija Szatałowa stworzyli kilka niezłych sytuacji podbramkowych, ale Matus Putnocky zdołał zachować czyste konto. - Były sytuacje, ale nie można ich nazwać stuprocentowymi - zauważa kapitan Górnika. - My gramy dobrze, kiedy wychodzimy z kontrą. Nasz plan się zaburza, jak trzeba odrobić straty i wchodzić w atak pozycyjny. Nie mieliśmy pomysłu - dodaje.
Przegrana 0:3 z Ruchem to najwyższa porażka Górnika na własnym stadionie od pół roku! 16 maja łęcznianie ulegli Cracovii również 0:3. Strata punktów sprawiła, że Zielono-Czarnym depcze po piętach grupa pościgowa z dolnej części tabeli. - Ten mecz nam nie wyszedł. Każdy z nas grał poniżej swojego poziomu w ofensywie. Jako cały zespół nie wyglądaliśmy za dobrze - kończy Bonin.