W 77. minucie meczu 12. kolejki sezonu 1969/1970 z Szombierkami Bytom (1:1) Janusz Sroka zastąpił na boisku Macieja Gigonia. W dniu debiutu wychowanek Cracovii miał tylko 15 lat i 57 dni - młodszego ligowca nie było nigdy wcześniej i nigdy później.
Dla porównania najmłodszym zawodnikiem, jaki zagrał w Ekstraklasie w XXI wieku, jest Przemysław Mystkowski z Jagiellonii Białystok, który w dniu ligowego debiutu miał 16 lat i 36 dni, czyli był niemal o cały rok starszy od Sroki. Mało prawdopodobne, by ktokolwiek w przyszłości pobił rekord wychowanka Cracovii.
Szansa od legendy
Szansę debiutu młokosowi dał legendarny Michał Matyas. Były selekcjoner reprezentacji Polski - zostawał opiekunem Biało-Czerwonych w sumie trzy razy - w sezonie 1968/1969 wprowadził Pasy do Ekstraklasy, ale w pierwszych 12 spotkaniach po awansie krakowianie zdobyli tylko pięć punktów i zamykali ligową tabelę.
Po meczu z Szombierkami Matyas poprowadził Cracovię jeszcze tylko w kończącym rundę jesienną spotkaniu z Zagłębiem Sosnowiec i bez namysłu przyjął Górnika Zabrze, który objął już 1 grudnia. Niespełna pół roku później poprowadził zabrzan w pamiętnym finale Pucharu Zdobywców Pucharów z Manchesterem City (1:2). To do dziś największy sukces polskiego zespołu w rozgrywkach UEFA.
Dla Sroki z kolei występ przeciwko Szombierkom był jedynym w tamtym sezonie i zarazem jedynym w Ekstraklasie w barwach macierzystego klubu. Wiosną osierocony po odejściu Matyasa zespół Pasów z hukiem spadł do ówczesnej II ligi, a potem sezon po sezonie spadał coraz niżej, by zatrzymać się dopiero na czwartym szczeblu rozgrywkowym.
Na zapleczu Ekstraklasy 16-letni Sroka zagrał 23 razy i zdobył jedną bramkę, a w III lidze zaliczył 24 występów, strzelając pięć goli. Nim skończył 18. rok życia, rozegrał w I zespole Pasów 48 spotkań, a w maju 1972 roku sięgnął z reprezentacją U-18 po brązowy medal mistrzostw Europy. Wraz z nim na rozgrywanym w Hiszpanii turnieju wystąpili między innymi Zdzisław Kapka, Tadeusz Pawłowski czy Władysław Żmuda, który dwa lata później był jednym z odkryć MŚ 1974 w RFN.
Wampir z Dąbrowy
Po spadku Cracovii do IV ligi utalentowany pomocnik zamienił Pasy na występującego wówczas na zapleczu Ekstraklasy Hutnika Kraków. W 1975 roku natomiast przeniósł się do Szombierek Bytom, wracając tym samym na boiska najwyższej klasy rozgrywkowej po sześciu latach przerwy. W sezonie 1979/1980 sięgnął z Szombierkami po jedyne w historii tego klubu mistrzostwo Polski, a rok później zdobył z bytomianami brązowy medal.
Nim jednak zebrał krążki do kolekcji, zasłynął z bardzo brutalnej gry. Przekonał się o tym Jerzy Dworczyk z Zagłębia Sosnowiec, który po latach tak wspominał Srokę na łamach "Gazety Wyborczej": - Jesienią w roku 1978 doznałem ciężkiej kontuzji. Graliśmy z Szombierkami w Bytomiu. Jeszcze teraz mam tę sytuację przed oczami. Stałem na polu karnym i chciałem zrobić zamach, stojąc na lewej nodze. Piłkarz Szombierek Janusz Sroka wjechał mi w tę nogę wślizgiem. Przekręciła się o 180 stopni. Stopa zaczęła mi latać na boki. Przybiegł doktor. Dźwignął mi koszulkę i zaczął psikać chlorkiem po brzuchu, mówiąc, że nic mi nie będzie. Ale jak w końcu zobaczył tę nogę, to się złapał za głowę. Od razu mi ją nastawił i to był błąd. Potem rok nie grałem.
Przez ostrą grę rekordzista Ekstraklasy zasłużył na mało chlubne przydomki. - Na Srokę mówiliśmy wtedy "Marchwicki" albo "Wampir z Dąbrowy". Tydzień wcześniej złamał nogę Emilowi Szymurze (z ROW-u Rybnik, przyp. red.), potem mnie, potem jeszcze komuś. Był agresywny, ale poza tym także dobrym piłkarzem - zastrzegł Dworczyk.
Zdzisław Marchwicki to domniemany seryjny morderca, który grasował na Górnym Śląsku w latach 1966-1970. W 1975 roku został skazany na karę śmierci, a dwa lata później został stracony. Piłkarski "Wampir z Dąbrowy" wyjechał z Polski w 1983 roku i kontynuował karierę we Francji. Był związany z CS Sedan Ardennes i USR Revin.