Malmoe wita bohatera. Zlatan wrócił do domu

Kradł, bił kolegów z drużyny, ale nikt go z drużyny nie wyrzucił. Dzisiaj w Malmoe zdobią nawet wieżowce na jego powitanie. Po 14 latach Zlatan Ibrahimović wrócił do domu. W środę zagra na stadionie, z którego ruszył podbijać świat.

Jacek Stańczyk
Jacek Stańczyk
EPA/Bjoern Lindgren /PAP / EPA/Bjoern Lindgren /PAP

- Najlepiej będzie jak wygramy, ja strzelę trzy gole, a po meczu wszyscy będą skandować moje nazwisko. Jednak w trakcie meczu chciałbym, żeby kibice cały czas dopingowali Malmoe. Chciałbym też zabrać kolegów z PSG do Rosengard i pokazać im, jak kiedyś graliśmy w piłkę - powiedział we wtorek na oficjalnej konferencji prasowej przed meczem Malmoe FF - Paris Saint-Germain Zlatan Ibrahimović.

Rosengard to przedmieścia, zamieszkane głównie przez emigrantów. Tam się wychował i zaczął grać w piłkę. Tam kształtował się jego charakter, tam dorastał do wielkiego futbolu.

Teraz na słynnym zakręconym wieżowcu Turning Torso zamontowano wielkie "Z". Wygląda tak, jakby komiksowe Gotham City wzywało na pomoc Batmana. W środę Zlatan w niczym im jednak nie pomoże. Może za to pogrążyć.

Zlatan musi odejść!

Zlatan musi opuścić klub! - domagał się zaciekle ojciec jednego z chłopaków, juniorów Malmoe. Pod jego oficjalną petycją podpisało się wielu rodziców. "On jest tu niepotrzebny, musi odejść" - przekaz był jasny.

- To było absurdalne! Okej, okładałem pięściami syna tego ojca, od którego wyszła petycja. Zaaplikowałem mu serię brutalnych ciosów i więcej go nie zobaczyłem. Dałem mu "z byka", jeśli mam być szczery. Później jednak żałowałem, popędziłem rowerem do szpitala, żeby go przeprosić. To było idiotyczne zachowanie, to prawda, ale zbieranie podpisów?! Bez przesady! - opisywał potem piłkarz w swojej książce "Ja, Ibra".

Na szczęście trenerzy mieli swoje zdanie. Nikt niepokornego chłopaka z drużyny nie wyrzucił.

Zlatan = kłopoty

Miał wówczas 13 lat, dopiero co trafił do juniorów Malmoe FF, największego klubu w mieście i legendy szwedzkiej piłki. Wcześniej kopał w mniejszych, jeszcze bardziej lokalnych klubikach. On, złodziej rowerów, niepokorny syn bałkańskich wojennych uciekinierów (ojciec Safik to Bośniak, matka Jurka jest Chorwatką), z rozbitej rodziny, od początku musiał twardo walczyć o miejsce w drużynie. W klubie bogatych Szwedów czuł się - jak to ujął - jak Marsjanin. Nie miał tyle pieniędzy co koledzy, ba - czasem w ogóle ich nie miał. Nie miał markowych ciuchów, fajnych gadżetów i drogiego sprzętu.

Miał za to wyniesioną z domu nieustępliwość, często zawziętość. Miał ogromną chęć pokazania, że jest najlepszy. I te swoje dryblingi, sztuczki techniczne trenowane aż do przesady, podpatrzone u brazylijskich gwiazd z tą największą na czele. Czyli Ronaldo, jego bohaterem.
PAP/EPA PAP/EPA
Wpadał przez te swoje sztuczki w kłopoty. Często siedział na ławce rezerwowych, bo nie potrafił grać dla drużyny. Grał dla siebie, bo o siebie walczył. Wkurzało go to, frustrowało, dalej jednak kolegom rzadko podawał, dalej dryblował.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×